Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jarosław Dobrowolski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jarosław Dobrowolski. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 1 stycznia 2024

Zbiorczo spod pióra w grudniu 2023

No to by wychodziło na to, że właśnie zaczynamy całą zabawę od nowa – 2023 już za nami, teraz pora na próby zapamiętania, że należy wpisywać we wszystkich datach 2024! A jak stary rok pożegnaliśmy, to pożegnaliśmy równieżi grudzień, który minął mi (pewnie jak wielu z Was) na mieszance normalności oraz świątecznego szału. Choć ten „szał” to można intepretować na przeróżne sposoby. U niektórych ostatni miesiąc roku to dodatkowa możliwość na czytanie jeszcze większej liczby książek, jednak u mnie to też szansa na zrobienie wielu rzeczy, na których na co dzień nie mam czasu.

Mimo wszystko wydaje mi się, że całkiem nieźle mi się udał ten grudzień książkowo. Teoretycznie zamknąłem dwa cykle (chociaż jeden z nich ma jednak mieć kontynuację, a w drugim mi został zbiór opowiadań), nasłuchałem się ogromnej ilości podcastów (skąd ich twórcy mieli na to czas?!) no i ogólnie rzecz biorąc jakość zaliczonych pozycji jest raczej wysoka. Albo chociaż akceptowalna… Nie jest więc źle! Zobaczymy po prostu co przyniesie nowy rok.

Tymczasem zapraszam już do samych opinii. Okładki… Tak, okładki jak zawsze z Lubimy Czytać.

„Upadek Lewiatana” – James S.A. Corey

Format: Papier
Stron/długość: 544
Tłumaczenie: Marek Pawalec

Miałem nadzieję, że jeśli odłożę na trochę całą „Ekspansję”, to kolejny tom przyjdzie mi pochłonąć z łatwością. Trochę z tych założeń nawet wyszło prawdy, ale jednak cały czas miałem wrażenie konsumowania odgrzanego obiadu sprzed dwóch dni. Schematyczność aż krzyczy prosto z kart powieści, co jest bardzo fascynujące zważywszy na fakt, iż wydarzenia nie są ułożone w podobnym formacie, jak do tej pory. Brakowało też przedstawienia przemian postaci, w końcu minęło wiele lat od czasów znanych z pierwszych powieści, tymczasem Jim czy Naomi mają dokładnie te same zachowania, systemy wartości, cechy osobowości i charakteru – w rzeczywistości nie do końca tak to działa.

Nie jestem wielkim zakończenia całego cyklu, aczkolwiek muszę przyznać, że było to chyba najbezpieczniejsze rozwiązanie, jakie tylko mogło się pojawić. Nieco… pompatyczne, z elementem mesjanistycznym, no ale jednak niekoniecznie kontrowersyjne i łatwe do przełknięcia. Jednakże znowu – schematyczne. Podobnie zresztą jak ostatnich kilkaset stron, gdzie pojawiła się schematyczna incepcja. Weźmy wszystkie książki, które pojawiły się do tej pory, złóżmy z nich jakąś strukturę i najpierw opakujmy ją wokół ostatniego tomu, a potem jeszcze opakujmy nią sam koniec. Taki schemat w schemacie. Niestety nie wywarło to na mnie zbyt dobrego wrażenia, dlatego ostatecznie niestety nie mam bardzo pozytywnej opinii o całej powieści.

Ocena punktowa: 5/10

„Widmowy Zagon” – Marcin Mortka

Format: Audiobook
Stron/długość: 9h 07m
Czyta: Filip Kosior

„Widmowy Zagon” to po prostu kolejny tom z dokładnie tą samą mieszanką chaosu i nieprzewidywalności Madsa, racjonalizmu byłej Smoczej Strażniczki oraz tony niebezpieczeństwa, które przynosi życie. Wydarzenia dzieją się szybko i gwałtownie, pomysły Madsa jak zwykle mieszają w probabilistyce, aczkolwiek tak właściwie to jest ponownie dokładnie to samo, co znamy z poprzednich tomów. Narracja jest dokładnie ta sama, kierunek, w którym wszystko podąża również, ale nawet wszystkie kamienie milowe po drodze wyglądają jak odtwarzany quest poboczny.

Nie zrozumcie mnie źle, to się naprawde świetnie czyta i słucha. Kawał przyjemnego fantasy, takiego do niezobowiązującej lektury. Będę miło wspominał czas, który spędziłem ze straceńcami Madsa Voortena i ogólnie nie żałuję, że rozpocząłem ten cykl. Po prostu nie ma w nim niczego, nad czym mógłbym się zachwycać w późniejszych tomach, bo wszystko to już było we wcześniejszych książkach. Pewnie i tak sięgnę po kolejną, jeśli się pojawi, ale traktuję to raczej jako ciekawostkę, zwłaszcza kiedy nie będę czuł się na siłach sięgać po coś bardziej wymagającego. Sporo bijatyki, dużo awantur, ogromna ilość chaosu (ale nie w samej narracji, tylko powodowanego z rosmysłem przez bohaterów), czyli coś idealnego na długi, deszczowy wieczór.

Ocena punktowa: 6/10

„Cyjan” – Jarosław Dobrowolski

Format: Audiobook
Stron/długość: 16h 33m
Czyta: Mikołaj Krawczyn

Więcej wampirów w wampirach, czyli drugi tom „Krwiopijcy” można uznać za udany. W pewnym momencie przyszedł mi nawet na myśl Michał Gołkowski i jego pełne akcji i dynamiki książki – „Cyjan” to nieco spowolniona wersja osadzona zdecydowanie w świecie Vampire: The Masquerade. Jak początkowo miałem wątpliwości, czy nie ma tam też elementów DnD, tak jednak teraz jednoznacznie mogę stwierdzić, że to jednak V: TM jest tym, w czym autor osadził swoje powieści (jednak z pewnymi wyjątkami). Mamy więc już dużo intryg między wampirami, pojawia się dużo więcej opisu samego świata wraz z cienkokrwistymi, rodami wampirzymi, szczególnymi umiejętnościami konkretnych wampirów etc.

Oczywiście nie jest to niesamowicie ambitna książka, która zabierze Was w świat skomplikowanych intryg snutych przez znudzonych władców ciemności. Możecie jednak liczyć na dużo rozrywki oraz świat, który nie jest tak często spotykany (w każdym razie nie w mojej bańce) w literaturze. Fantastyka jak każda inna, jednak ze sprawdzonymi regułami (w kilku miejscach złamanymi na potrzeby… fabuły? urozmaicenia?) lubianymi przez wielu fanów uniwersum, na którym częściowo oparty jest świat „Cyjana”. No i do tego trochę mordobicia (ale bez przesady), sporo czarnego humoru oraz duża doza interpretacji własnej autora jeśli chodzi o trzymanie się zasad świata bazowego. Zawsze to jakieś urozmaicenie, które może zaskoczyć!

Ocena punktowa: 7/10

„Arena dłużników #1” – Michał Gołkowski

Format: Audiobook
Stron/długość: 12h 14m
Czyta: Grzegorz Pawlak

Już od dawna mniej więcej wiedziałem, na czym opiera się „Arena dłużników”, bo o genezie powstania opowiedział Michał Gołkowski podczas Coperniconu. Spodziewałem się jednak takiego odgrzanego kotleta. Czułem, że może być podobny klimat, ale jakby… odtwarzany. Tymczasem autor zaskoczył mnie bardzo pozytywnie – teoretycznie mamy dokładnie to samo, ale z zupełnie innej strony. Prequel miesza się z sequelem, a do kompletu „mądrych” słów dorzucić możecie remake/remaster czy co tam wolicie. Jednak na świeżo! Niby tak samo, ale zupełnie inaczej.

Przy dwóch ostatnich tomach głównej trylogii narzekałem, że jest trochę drętwo, bez większego pomysłu, natomiast w pierwszym tomie kolejnego czteroksięgu absolutnie nie mogę tego powiedzieć. Dynamika to pierwsza klasa, ciągle coś się dzieje, ale chociaż nie widać żadnego konkretnego celu (oprócz tych, których możemy się domyślać znając poprzednie powieści), to poznajemy o wiele lepiej całą konstrukcję apokalipsy, którą opracował Michał Gołkowski. Dosłowność przekładu słów biblijnych uderza w „Arenie dłużników” jeszcze mocniej, zwłaszcza w połączeniu z korporacjonizmem całego Nieba. Innymi słowy to może być naprawdę interesująca lektura kolejnych trzech tomów!

Ocena punktowa: 7/10

„Polski SOR” – Jan Świtała

Format: E-book
Stron/długość: 288

Jeśli spodziewacie się (tak jak ja) kolejnego klasycznego reportażu o sytuacji ochrony zdrowia w Polsce, to się bardzo pomylicie! Ma nadzieję, że będzie to zaskoczenie pozytywne, jakie było moim udziałem, gdy zobaczycie jak bezpośrednim językiem pisze autor. Ratownik medyczny mający na swoim koncie pracę zarówno w karetce pogotowia, jak i na SORze, prowadzący kursy oraz własnego Instagrama, na którym dzieli się wiedzą oraz anegdotami. No i właśnie taki luźny, anegdotyczy styl dominuje w „Polskim SORze”, który mocno kontrastuje z bardziej dziennikarskim stylem większości reportaży. Dla mnie jest to jedna z form przełamania czwartej ściany, która pozwala na lepsze zrozumienie co autor pragnie przekazać.

A ma bardzo dużo do przekazania, począwszy od tego, jak wygląda przeciętny dzień pracy ratownika w różnych miejscach, przez problemy i wyzwania, z którymi musi się mierzyć, a zakończywszy oczywiście na prawnym bałaganie. Książka ta nie ma jakichś konkretnych ram w postaci rozdziałów skupiających się na konkretnej kategorii – to bardziej strumień uporzadkowanych myśli, które przechodzą płynnie z jednego tematy do drugiego. Język jest często potoczny, zawierający wiele ekspresywnych wyrażeń powszechnie uznanych za wulgarne (znaczy się czasem rzuci jakąś „kurwą”), ogólnie taki dla przeciętnego człowieka. Naprawdę ciekawy kontrast, zwłaszcza dla kogoś, kto pochłonął w swoim życiu sporo reportaży. Dla mnie to zmiana mocno na plus i między innymi dlatego gorąco polecam tę książkę!

Ocena punktowa: 7/10

„Arena dłużników #2” – Michał Gołkowski

Format: Audiobook
Stron/długość: 15h 59m
Czyta: Grzegorz Pawlak

Tak mi podeszła pierwsza część „Areny dłużników”, że aż się od razu zabrałem za kolejną! Tu mamy już w pełni do czynienia z tytułową areną, gdzie Ezekiel ściera się z… no cóż, z tym, z czym ścierali się kiedyś gladiatorzy. Jest oczywiście obrazoburczo (znaczy niekoniecznie koszernie!), nasz wspaniały nie-komornik miewa od groma przeróżnych, nie zawsze sensownych pomysłów, ale nie zapomniał o głównym celu swojego pobytu na Ziemi. Apokalipsa się jednak rządzi swoimi prawami, a jakiekolwiek podróże w czasie (lub manipulacja czasem jako takim) nie mogą się odbyć bez konsekwencji w postaci zaburzeń kontinuum czasoprzestrzennego, więc możecie się domyślić, że nie wszystko idzie gładko…

Spotkacie tu wiele postaci, które znacie z pierwszej trylogii komorniczej, ale w nieco innej odmianie. Wiecie, niby to samo, ale jednak nie, pokazane z zupełnie innej perspektywy. Dynamika wciąż jednak jest zachowana, trudno się nudzić podczas przeżywania wydarzeń, które są udziałem Ezekiela i jego ekipy, żart (często suchy!) ściele się gęściej niż trupy (choć i tych nie brakuje), a zabawa to po prostu zabawa. Wchłonąłem audiobooka bardzo szybko, nie sięgnąłem po kolejnego tylko ze względu na kończący się okres „próbny” w Legimi, ale dwa pierwsze tomy nastawiły mnie bardzo pozytynie do całej tetralogii. Polecam jako odskocznia od trudnej i ciężkiej literatury, kiedy chcecie fajny kawał fantastyki, który pełen jest absurdalnego humoru i równie niedorzecznych historii!

Ocena punktowa: 7/10


środa, 1 listopada 2023

Zbiorczo spod pióra w październiku 2023

Też czujecie już na karku oddech nowego roku? No bo wiecie, pierwszy miesiąc ostatniego kwartału już za nami… Szybko minęło, co nie? U mnie się październik zaczął od urlopu, który był kontynuacją z września. Jak w poprzednim miesiącu szalałem w górach, tak w tym postawiłem już na spokojny wypoczynek w domowym zaciszu. Trochę się poczytało książek, trochę się pograło niezobowiązująco w różne gierki (mogłem przy okazji sobie przetestować Dragonheir, którego reklamy atakowały mnie już od kilku tygodni – całkiem fajny RPG mobilny muszę przyznać), nawet drzwi wyregulowałem wreszcie, bo lekko osiadły. Znaczy wróciłem do pracy wypoczęty i ze świeżą głową!

Na tyle mocno polubiłem „Sagę Azjatycką”, że od razu niemalże się rzuciłem na kolejną część, która tym razem była nieco krótsza – audiobook trwał nieco ponad trzydzieści jeden godzin! Październik był też miesiącem, w którym jeszcze mocniej podkreśliłem przyzwyczajenie się do e-booków zamiast książek papierowych. Ba, powiem Wam, że nawet rozważam pozbycie się większości moich egzemplarzy papierowych (zostawię tylko te najładniejsze oraz takie, z którymi mam jakiś związek emocjonalny i w ogóle)! Wcale w tych przemyśleniach nie pomaga mi pozostająca ciągle w mojej pamięci przeprowadzka i kilka dodatkowych pudeł przeznaczonych TYLKO na książki!

No dobrze, mały wstęp został zrobiony, więc zapraszam już na crème de la crème, czyli opinie! Okładki jak się pewnie domyślacie pochodzą z serwisu Lubimy Czytać.

„Kwiat paproci i inne legendy słowiańskie” – Opracowanie zbiorowe

Format: E-book
Stron/długość: 460

Muszę przyznać, że jak na zbiór opowiadań, jest to całkiem stabilna książka. Znaczy większość z tych opowiadań stoi na podobnym, dość wysokim poziomie. Przede wszystkim mają odpowiednią dynamikę, niemalże wszystkie niosą jakiś konkretny przekaz, a i same pomysły bywają kretywne. Stylistycznie i językowo różnią się od siebie za to niesamowicie, choćby ze względu na to, że wśród autorek znajdziemy takie, które mają już na swoim koncie wiele wydanych tekstów, jak i takie, które dopiero rozpoczynają swoją aktywną przygodę z literaturą. Na pewno jednak większość z nich stanęła na wysokości zadania i napisały przepiękne opowiadania.

Tytuł mówi wiele na temat tego, wokół jakiej tematyki krążą opowiadania stworzone przez pisarki – ogólnie pojęta „słowiańskość”. Niech Was jednak nie zwiedzie ten termin – niektóre podeszły bardzo kreatywnie (jak choćby „Rem-X” Pauliny Hendel), a oprócz tego spotkać możecie też znane Wam doskonale postacie z uniwersów stworzonych przez autorki (tak jest w przypadku choćby Marty Kisiel oraz Anety Jadowskiej). To, na co warto również zwrócić uwagę to klimat – dość łatwo można poczuć zapach leśnego runa, dotknąć łanów zboża dojrzewającego w słońcu czy skulić się ze zgrozy wyzierającej z plątaniny korzeni. Immersja na wysokim poziomie. Życzyłbym sobie większej liczby takich antologii. 

Ocena punktowa: 8/10

„Tai-Pan” – James Clavell

Format: Audiobook|
Stron/długość: 31h 52m
Czyta: Marek Walczak

Jednak lektor bardzo dużo zmienia – może znacząco wpłynąć na odbiór całego audiobooka. „Tai-Pan” czytany jest przez inną osobę, niż pierwszy tom, czyli „Shogun”. Niestety podcasz słuchania historii osadzonej w Chinach wielokrotnie gubiłem się w dialogach, co z pewnością wpłynęło na ogólny odbiór książki. Ta jest z kolei niby inna, niż poprzedniczka, ale jednak podobna. We wcześniejszej lekturze opisywane były wydarzenia dziejące się w Japonii, wśród samurajów oraz daimyo, natomiast „Tai-Pan” przeniósł się do Chin, choć utrzymał mniej więcej zakres czasowy. Opisuje dzieje założenia Hongkongu (rzecz jasna mieszając fakty z fikcją literacką) oraz zmagania brytyjczyków z przecwinościami losu.

Tym razem James Clavell postawił na barzo głęboką i ciężką politykę, zamiast dynamicznych intryg kreowanych przez japońskich władców. Skupia się równie mocno na detalach powieści i próbuje odtworzyć klimat Chin z połowy dziewiętnastego wieku, co – podobnie jak za poprzednim razem – świetnie mu wychodzi. Brak podobnej dynamiki powoduje jednak dekoncetrację w trakcie lektury, więc pod tym względem jednak wyżej cenię sobie „Shoguna”. Za plus natomiast warto uznać rozpiętośc geograficzną, jaką narzucił sobie autor dla utworzenia całego cyklu „Sagi Azjatyckiej”! Aż nie mogę się doczekać jak to się dalej potoczy, zwłaszcza że sięgnąłem po krótkie opisy kolejnych tomów. Wydaje się, że warto przebrnąć nawet przez nieco słabsze fragmenty poszczególnych tomów. 

Ocena punktowa: 7/10

„Utracona godzina” – Marcin Mortka

Format: E-book
Stron/długość: 344

Cóż mogę napisać – Mads Voorten w całej okazałości! Ten sam szaleniec, który wychodzi nawet z najgorszych opałów obronną ręką. Tym razem jednak jego myśli i czyny idą w nieco innym kierunku, a na horyzoncie pojawia się coś… no dużego. Ta sama dynamika, którą znamy z poprzednich tomów, podobny klimat, choć cały czas nieco brakuje rozwoju wśród wielu postaci. Wydają się być jedynie zapychaczami, które są wymagane, aby w ogóle historia szła do przodu. Chociaż trzeba przyznać, że jeden z bohaterów przeszedł pewnego rodzaju przemianę i faktycznie jestem w stanie o nim powiedzieć nieco więcej niż tylko wymienienie jego imienia!

Oprócz tego mamy w sumie po prostu kontynuację wydarzeń z wcześniejszego tomu. Nie powiedziałbym, że jest ona jakaś… ambitna pod względem wydarzeń, brakuje też czegoś zaskakującego. Ot, klasyczna historia, takie generyczne można rzec fantasy, w którym pikanterii dodaje brawura głównego bohatera. No i w sumie tyle. Został mi jeszcze ostatni tom, aczkolwiek jak na razie nie do końca pojmuję fenomenu tej serii. Jest poprawna, przyjemnie się ją czyta, ale mniej więcej tak jak mnóstwo innych, podobnych cykli (czy nawet pojedynczych książek). Nic odkrywczego oraz nic obezwładniającego swoim istnieniem.

Ocena punktowa: 6/10

„Delirium” – Jarosław Dobrowolski

Format: Audiobook
Stron/długość: 17h 01m
Czyta: Mikołaj Krawczyk

Trochę mi pachnie połączeniem Dungeons and Dragons z Vampire: The Masquerade. Znaczy się obraz wampira oraz struktury społecznej, w jakiej żyją, pachnie mi połączeniem tych dwóch różnych systemów. Znaczy się nie mamy żadnych świecących w ciemności stworów, ani też demonicznych aberracji, ale stworzenia żyjące wśród ludzi, mające specyficzne cechy (przypadkiem pasujące do opisu wampirów z DnD), które tworzą pewnego rodzaju hierarchię (przypadkowo nasuwającą na myśl drugi ze wspomnianych systemów). Dla mnie to ogromny plus i zachęta, lubię takie nieco urealnione elementy fantastyki, jednak osadzone w określonych ramach i standardach. Dzięki temu mam wyjaśnienia pewnych wydarzeń czy możliwości, jakie mają konkretne postacie.

Sama historia jest dość ciekawa, bo z jednej strony nie ma w niej absolutnie niczego odkrywczego, ale sposób prowadzenia narracji i tempo wydarzeń nie pozwala się nudzić. Wręcz zachęca do pozostania przy lekturze! Osadzenie całości w małej bieszczadzkiej wsi ma dwie kluczowe zalety. Po pierwsze pozwala nieco popuścić wodze fantazji w kwestii działan postaci, a po drugie buduje w tle klimat stereotypowej, wchodniej wsi, w której prawo egzekwuje się zupełnie inaczej niż w wielkich miastach. Sprawy załatwia się inaczej, w głowach ludzi siedzi konkretna mentalność, a dzięki temu wszystkiemu klimat powieści jest odrobinę duszny i ciężki. Pomimo tego, że splot wydarzeń wydaje się być bardzo ciasny, to „Delirium” na tyle mnie wciągnęło (spora też zasługa postaci Konrada!), że drugi tom chyba rozpracuję za chwilę!

Ocena punktowa: 7/10

„Zawsze coś” – Marta Kisiel

Format: E-book
Stron/długość: 368

Czy ja kiedykolwiek wspominałem, że wprost ubóstwiam język, którym posługuje się Marta Kisiel w swoich książkach (no i rzecz to, jak się nim posługuje)? No i postacie! W „Zawsze coś” spotykamy znaną z dwóch wcześniejszych książek Teresekę Trawną, ale do tego dochodzi jej cała rodzina – równie barwna (o ile nie bardziej), co znana nam księgowa! Zdążyłem znienawidzić połowy członków jej familii i pokochać drugą połowę. Dawno nie widziałem takiego przekroju charakterów i różnych przywar. A co najlepsze w tym wszystkim, to idę o zakład, że każdy z nas w swojej rodzinie znajdzie przynajmniej parę przykładów osób o podobnych zachowaniach!

Generalnie fani cyklu o Teresce mogą być nieco zawiedzeni na samym początku, kiedy to nic absolutnie nie wskazuje na to, żeby wydarzenai toczyły się podobnie do wcześniejszych tomów. Tym razem mamy taką typową (ale czy na pewno „typową”) historię rodzinną, w której zderza się ze sobą kilka pokoleń zamkniętych pod jednym (aczkolwiek szerokim!) dachem. Nie, to nie jest w ani jednym momencie nudne! Mało tego, humor Marty Kisiel potrafi doprowadzić do niekontrolowanych wybuchów śmiechy, więc cztacie w miejscach publicznych na własną odpowiedzialność! Wprost nie mogę się doczekać kolejnego tomu (jak i większej liczby książek autorki cyklu wrocławskiego!).

Ocena punktowa: 7/10