W każdym razie żyję, mam się dobrze, jako te 38 stopni Celsjusza przetrwałem (no bo wiecie, że dla faceta to stan zagrożenia życia czy coś) i mogłem się w dalszej części miesiąca cieszyć już lekturami! No i walczyć z upałami rzecz jasna, ale z tym to się wszyscy musieliśmy mierzyć. No, oprócz osób, które kochają ponad trzydzieści stopni na zewnątrz! W końcu lato i w ogóle. W każdym razie sierpień zakończyłem z takimi oto tytułami przeczytanymi oraz przesłuchanymi:
„Gorączka Ciboli” – James S.A. Corey
Człowiek czyta pierwszy tom, drugi, trzeci i się tak zastanawia, jak bardzo coś nowego mogą wprowadzić autorzy w kolejnym. Wtem pojawia się „Gorączka Ciboli” z wielkim transparentem „jestem czymś nowym!”. Rzecz jasna schemat pakowania się Holdena w największe kłopoty jest ten sam, aczkolwiek osadzenie samych wydarzeń na nowoodkrytej planecie dało mnóstwo okazji do zmierzenia się z zupełnie innymi problemami, co oczywiście autorzy wykorzystali bardzo skrupulatnie. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak ja, zafascynowanego nauką, ale jednak bez takiego wykształcenia, które pozwoli zauważyć niuanse nieścisłości, była to uczta dla umysłu.
Zakończenie z kolei absolutnie nic nie mówi na temat tego, co może czekać czytelników w kolejnym tomie – w każdym razie mi się trudno domyślić. Patrząc jednak na to, jak zaskoczyli autorzy w czwartym tomie, jestem bardzo dobrej myśli. Zastanawiam się, jakie jeszcze elementy naukowe wezmą na ruszt i będą przypiekać ku uciesze fanów cyklu. Na pewno można się spodziewać niezwykle spójnego prowadzenia postaci, bo każdy z bohaterów cały czas utrzymuje swoje własne cechy, choć nie oznacza to wcale, że nie rozwijają się wraz z kolejnymi wydarzeniami. „Gorączka Ciboli” utwierdza mnie w przekonaniu, że „Ekspansja” to jeden z najlepszych cykli science fiction.
Ocena punktowa: 7/10
„Harda” – Elżbieta Cherezińska
Format: Audiobook
Stron/długość: 21h 52m
Czyta: Filip Kosior
Na pewno nie można autorce odmówić umiejętności posługiwania się językiem oraz wykorzystania tego do opisów współgrających ze światem, w którym osadziła akcję. Bogactwo językowe jest naprawdę przeogromne, chociaż jest to jednocześnie zaleta i wada. Niestety Elżbieta Cherezińska często mocno przesadza z długością opisów oraz przemyśleń bohaterów, co potrafi znużyć i wręcz skierować umysł na inne tory (zwłaszcza jeśli się „Hardą” słucha, zamiast czytać). Trudno to rzecz jasna rozpatrywać w kontekście wad, ponieważ jest to po prostu pewna cecha książki, którą jedni mogą lubić, a inni jej nie cierpieć.
Jeśli jednak miałbym się wypowiedzieć obiektywnie, to „Harda” jest faktycznie cudowną książką. Traktuję ją oczywiście totalnie jako fantastykę bazującą na wydarzeniach historycznych i nawet nie próbuję opierać na niej swojej wiedzy historycznej, aczkolwiek nawet te nawiązania do czasów z przełomu X oraz XI wieku zdradzają ogromną wiedzę autorki. Książka wydaje się dopięta na ostatni guzik, a na dodatek językowo również jest wspaniała. Kawał dobrej i dobrze przygotowanej literatury. Pytanie jednak, czy polubicie się z samym stylem autorki i sposobem przeprowadzenia czytelnika przez kolejne wydarzenia – u mnie nie do końca to zagrało, choć nie mogę odmówić „Hardej” kunsztu.
Ocena punktowa: 6/10
„Król darknetu” – Nick Bilton
Format: Papier
Stron/długość: 376
Tłumaczenie: Rafał Lisowski
Któż nie słyszał choć raz w swoim życiu nazwy „Silk Road”? Jeśli kojarzy się Wam z internetem, narkotykami, bronią palną i nielegalnym handlem, to dobrze pamiętacie. Rzecz jasna tego typu miejsca mają swoich twórców, a „Król darknetu” to właśnie książka, której głównym bohaterem jest Ross Ulbricht – autor wspomnianego „Jedwabnego Szlaku”. O pobudkach, jakie nim kierowały podczas tworzenia wirtualnego targowiska, jego drodze od zera do milionera oraz śledztwach, które toczyły się wokół „Silk Road” aż do roku 2013, w którym to strona została oficjalnie zamknięta przez FBI.
To, co jest dość problematyczne w tej pozycji, to próba jej sfabularyzowania. Autor chciał, aby jego reportaż brzmiał jak historia snuta w karczmie, jednak nie we wszystkich momentach wyszło to dobrze. Co do zasady czyta się to całkiem przyjemnie, jednak niektóre fragmenty są bardzo sztuczne, a w innych informacje powtarzają się po nawet po kilka razy (dotyczące dokładnie tej samej sytuacji). O ile przeskoki perspektywy pomiędzy poszczególnymi osobami można jak najbardziej zrozumieć i docenić, tak zwyczajne powielanie danych nie stanowi już zbyt dobrego materiału.
Ocena punktowa: 7/10
„Vlad Dracula” – Dariusz Domagalski
Format: Audiobook
Stron/długość: 8h 11m
Czyta: Wojciech Masiak
Język używany w dialogach to jeden z elementów, na który warto zwrócić uwagę podczas opisywania wrażeń z lektury książki Dariusza Domagalskiego. Oczywiście nie mam bladego pojęcia, w jakim stopniu pokrywa się on ze strukturami używanymi w XV wieku, aczkolwiek charakterystyczna maniera pomaga lepiej wejść w świat przedstawiony przez autora. Podobnie jest zresztą z opisami przyrody, uzbrojenia poszczególnych osób czy formacji bitewnych. Nawet jeśli są tam jakieś błędy merytoryczne, to nie umiem ich wskazać (daleko mi nawet do amatora historii), ale brzmią na tyle sensownie i spójnie, że dobrze budują klimat.
Czasem niestety pojawiają się encyklopedyczne opisy zapomnianych już funkcji, przedmiotów lub miejsc. Dotykają one nawet wpływu na współczesność, jak choćby popkulturalne wstawki (sic!), a to niestety mocno wybija z klimatu. Na szczęście wyrazistość Vlada Palownika bardzo mocno nadrabia te niedociągnięcia – autor ukazuje go nie jako jakiegoś demona, ale zażartego wroga Imperium Osmańskiego, pełnego kreatywności i bogatej wyobraźni, jak również zdolności strategicznych. W połączeniu z bezwzględnością tworzy to mieszankę, przez którą ludzie mogli widzieć w nim przyjaciela samego diabła – co zresztą Dariusz Domagalski również próbuje wyjaśnić.
Ocena punktowa: 6/10
„Władca much” – William Golding
Format: Papier
Stron/długość: 296
Po nadużywaniu tytułu tej książki przy okazji przeróżnych obrazów gehenny i ludzkiego zezwierzęcenia spodziewałem się o wiele mocniejszych obrazów niż te, które spotkałem w książce. Chętnie w tym przypadku użyję sformułowania „na szczęście”, zamiast „szkoda” – można dzięki temu skupić się na tych wszystkich niuansach przekształcających się w kompletnie niewidoczną granicę pomiędzy rozsądkiem a podążaniem bezmyślnie za tłumem. Zwłaszcza w przypadku bardzo beznadziejnych sytuacji.
Samą historię można interpretować na tyle różnych sposobów, że nie sposób się takiemu amatorowi jak ja wypowiadać na ich temat. Ważne jest według mnie jednak to, że nie ma sensu bać się sięgnąć po „Władcę much”. Jest to powieść z 1954 roku, napisana przez noblistę, jednak jej przyswajalność jest niesamowicie wysoka. Prostym językiem, dostosowanym do bohaterów, którzy w niej występują – innymi słowy nikt raczej się nie odbije od warstwy czysto literackiej. A może wyciągnąć z tej historii naprawdę dużo wniosków.
Ocena punktowa: 7/10
„Głębia. Bezkres” – Marcin Podlewski
Format: Audiobook
Stron/długość: 23h 27m
Czyta: Albert Osik
No, tutaj już się zrobiło naprawdę gęsto. Wszystkie wątki, które zostały otworzone w dowolnym z poprzednich tomów, zaczynają się ze sobą mieszać, nachodzić na siebie, skręcać się i przenikać niczym wypalenie. Trudno się oderwać od tej lektury i aż chce się odkrywać kolejne niespodzianki, które przygotował dla czytelników Marcin Podlewski. W sumie jest to ostatni tom, więc nic dziwnego, że akcja jest bardzo gęsta (aczkolwiek w bardzo akceptowalnym stężeniu), a niewiadome zaczynają się wyjaśniać. Zdecydowanie najlepszy tom całego czteroksięgu!
Marcin Podlewski mocno zaszalał z zakończeniem – popłynął z nim całkiem nieźle i aż coś może w środku człowieka zaboleć, że to już taki definitywny koniec. Sporo wątków pozostało zawieszonych, aczkolwiek nie sprawiły mi poczucia pustki czy nienasycenia. Autor tak pokierował akcją, że skupić się można na tym, co jest najważniejsze. Przy okazji kolejne niewiadome zostały wyjaśnione (zwłaszcza te z przeszłości głównych bohaterów – sporo ich zachowań stało się bardziej zrozumiałych), a i świat zyskał jeszcze więcej wyjaśnień. Innymi słowy, jest to świetne, dynamiczne zwieńczenie całej „Głębi”. Aż się trochę łezka w oku kręci.
Ocena punktowa: 8/10
„Korzenie niebios” – Tullio Avoledo
Format: Papier
Stron/długość: 596
Początek był naprawdę zachęcający. Zresztą, co ja mówię, cała pierwsza połowa taka była! Takie fajne połączenie motywu drogi z pewną misją oraz nieco głębszej intrygi, w którą uwikłane są zarówno główne postacie, jak i „władcy” ludzkiej społeczności. Wiecie, takie przyjemne do czytania wydarzenia, niekoniecznie ambitne, może niezbyt porywające, ale sprawiające dużo frajdy. Nawet bym wtedy wyżej to wycenił, niż całość. Pojawiło się sporo ciekawych stworów, inne spojrzenie na światło słoneczne po takiej apokalipsie (chociaż benzyna cały czas nadawała się do użytku po dwudziestu latach…), no ogólnie nawet taki powiew świeżości.
Zagęszczenie metafizyki oraz dość chaotycznego przelatania jawy ze snem dość szybko zrobiło się nieco przytłaczające. Tak naprawdę nie jestem do końca przekonany, dlaczego w ogóle się pojawiło – niby teoretycznie łapię motyw przewodni, ale odnoszę wrażenie, że sposób, w jaki został opisany, jest wystawieniem armaty do upolowania wróbla. Totalny przerost formy nad treścią. Trudno było ocenić, co jest „rzeczywistością” z punktu widzenia głównego bohatera (oraz jednocześnie narratora), a co jedynie wytworem jego wyobraźni (no i oddzielić należało jeszcze majaki i przywidzenia od snów i maligny). Innymi słowy przygotujcie się na lekkie podsmażenie mózgu tuż po całkiem przyjemnej, aczkolwiek prostej historii.
Ocena punktowa: 6/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz