W związku z tym na koniec czerwca pewnie będę miał przesyt science-fiction, ale na razie chłonę tytuły jeden za drugim! Gdzieś cały czas przewija mi się też „The Expanse”, który pewnie zajmie mi prawie cały rok (przyjmując, że będę się trzymał postanowienia czytania jednego tomu na miesiąc), więc w sumie od klimatów kosmicznych zbyt szybko nie odejdę. Na szczęście Empik Go pełne jest ogólnie pojętej fantastyki naukowej, więc będę miał w czym wybierać!
W minionym miesiącu miałem okazję przeczytać oraz przesłuchać następujące tytuły:
„Skokowiec” – Marcin Podlewski
Gdybym miał opisać tę książkę raptem kilkoma słowami, zawartymi w jednym zdaniu, to byłoby to coś w tym stylu: brudna space opera, pełna indywidualistów oraz pozbawiona wyidealizowanej wizji załogi statku kosmicznego. Niemal każda postać ma w swojej historii jakieś syfy, których wolałaby nie wyciągać na światło dzienne, budowa zaufania jest wyzwaniem, a rozkazy bywają podważane. A co najlepsze, dotyczy to niemalże każdego statku występującego w powieści, włącznie z tymi, które należą do utrzymującego porządek Zjednoczenia.
Na ogromny plus zasługują dwie rzeczy, które są rdzeniami świata – podróże kosmiczne poprzez głębię (wraz z bardzo prostymi zasadami dotyczącymi załogi) oraz przestrzeń podzielona na ludzi, Elohim oraz Stripsów, czyli trzy kompletnie różne z punktu widzenia ewolucji i ulepszeń posthumanistycznych „gatunki” koegzystujące w pustce kosmosu. Pierwszy tom skupia się głównie na przedstawieniu świata oraz praw nim rządzących, ale Marcin Podlewski zdążył już wpakować dużo dynamizmu, choć początkowy chaos informacji związany z przedstawieniem aktorów był nieco męczący. Zobaczymy jednak, co przyniesie kolejna książka!
Ocena punktowa: 7/10
„Holocaust F” – Cezary Zbierzchowski
Jeśli nie lubisz science-fiction w odmianie hard, to nie jest to książka dla Ciebie. Cezary Zbierzchowski stworzył mocno scyfryzowany świat, pełen bezpośrednich połączeń z siecią, bojowych androidów, kompletnie nowych rodzajów broni, które nawet nam się nie śniły, a do tego wykorzystał to wszystko do opakowania jednej, wielkiej wojny. W samym środku wydarzeń jest rodzina będąca właścicielami jednej z największych korporacji na świecie. Mają środki, możliwości, ale przede wszystkim nie dali się zbyt wcześnie pochłonąć bezpośredniemu podłączeniu pod sieć. Dlaczego to jest takie istotne? Ponieważ „Holocaust F” to nie tylko próba wyciśnięcia z własnej wyobraźni siódmych potów, ale również budowanie narracji ostrzegającej.
Tak naprawdę ta całą nowoczesna technologia ze swoją skomplikowaną terminologią, jak również walki z Szarańczą, to jedynie sposób na dynamizację akcji, która nie pozwalaj na znudzenie się przekazem. Na pierwszym planie leżą bowiem rozterki nie tylko dotyczące posthumanizmu jako takiego (gdzie się kończy granica człowieka? Czy biologiczny mózg jest wystarczający? co, jeśli zmieni się go na żelową substancję?), ale również ludzkiej pogoni w kierunku podłączania świadomości do dowolnego rodzaju zbiorowości. Właśnie te konsekwencje, ubarwione możliwościami, o których długo nie usłyszymy, są kwintesencją „Holocaustu F”.
Ocena punktowa: 7/10
„Fuga. Powieść polifoniczna” – Magdalena Anna Sakowska
Trochę trąca antyutopią, trochę powieścią przygodową, jednak w ogólnym rozrachunku odgrzewa kotleta w kilku wymiarach. Mamy z jednej strony przyszłość ogarniętą szałem social mediów, z drugiej sporo nowinek technologicznych innego kalibru, a na pierwszym planie nowoczesne igrzyska, w których wygrać może tylko jedna osoba. Po drodze oczywiście musi wyeliminować w ten czy inny sposób innych uczestników – wszystko monitorowane jest na bieżąco w social mediach. Brzmi znajomo, i to na kilka różnych sposobów?
Słuchało się tego całkiem nieźle, choć nie zawsze autorka umiała utrzymać moją uwagę. Najczęściej budziłem się z lekkiego letargu wtedy, gdy wydarzenia potoczyły się zdecydowanie zbyt szybko w stosunku do realnego czasu wykonania danej czynności. Wtedy w głowie pojawia się taki mikro wybuch, nie da się go zignorować. Przez większość książki jednak nie dzieje się nic na tyle spektakularnego, żeby przykuć moją uwagę, a cała akcja przypomina raczej wyścigi ślimaków, niż dynamiczne, nowoczesne igrzyska. No cóż, potencjał był, ale wyszło raczej przeciętnie.
Ocena punktowa: 6/10
„Tożsamość Rodneya Cullacka” – Przemek Angerman
Chyba miał to być taki trochę pastisz, choć nie jestem do końca pewien. Tak samo, jak nie jestem do końca pewien, czy jest to science-fiction, bo trochę za dużo fantastyki się w tej nauce znajduje. A już na pewno zbyt duże jej zagęszczenie. Nie do końca też wiadomo, w jakim świecie tak naprawdę przyszło żyć naszym bohaterom – wiadomo jedynie, że jest jakaś Matka, która ma swoich agentów o różnych kategoriach i… i tyle. Dużo narkotyków o przecudownym działaniu i równie niezrozumiałych nazwach, sporo marzeń erotycznych głównej postaci i w sumie tyle.
Tyle dobrego, że chociaż mniej więcej wiadomo, co ma ta postać robić. Znaczy, jaka jest fabuła, którą niestety całkowicie zasłaniają różne ekscesy, próby filozofowania oraz gwałtowne przeskakiwanie z miejsca na miejsce. Ba, nawet obiecanych w blurbie pościgów nie ma! Do tego klimat jest nawet jak dla mnie zbyt prostacki (a to jest już wyczyn!), więc trochę się też męczyłem, przechodząc przez „Tożsamość Rodneya Cullacka”. Miała swoje dobre momenty, ale raczej nie jest to tytuł, który polecałbym czy to jako science-fiction, czy po prostu jako literaturę choćby czysto rozrywkową.
Ocena punktowa: 5/10
„Początek podróży” – Dariusz Domagalski
Klasyczna, kosmiczna historia oparta o standardowe charakterystyki space opery. Podróże międzygwiezdne, napęd nadprzestrzenny, krążowniki i niszczyciele stające do walki między sobą – znajdziecie tu dosłownie wszystko! Nie zabrakło również obcych cywilizacji, które współżyją (albo i nie) ze sobą w mniejszej lub większej zgodzie. Wszystko ma swoje miejsce i przedstawiane jest bardzo naturalnie. Mało tego, opisy są tak skonstruowane, że obrazy od razu pojawiają się w wyobraźni.
Pierwszy tom to głównie przedstawienie świata (a raczej wszechświata), postaci (których niby jest sporo, ale da się spokojnie je od razu umysłem ogarnąć) oraz coś w rodzaju genesis fabuły, która dopiero się powoli zawiązuje. Ogólnie widać od razu, że autor raczej stosuje dość bezpieczne i wykorzystywane już niejednokrotnie klocki, z których składa swoją wizję, ale zamierza to nadrobić detalami takimi jak cywilizacje i rasy, historia (w sensie dosłownym) oraz specyficzny podział jednostek wojskowych. Ogólnie szykuje się całkiem niezły cykl, pełen akcji i dobrej rozrywki. W każdym razie jestem osobiście pozytywnie nastawiony jak na razie.
Ocena punktowa: 6/10
„Sybirpunk vol. 3” – Michał Gołkowski
To jest po prostu fascynujące, jak fajnie można osadzić dokładnie tych samych bohaterów w trzech kolejnych, wynikających z siebie książkach, ale w totalnie innym świecie. Znaczy, wciąż to jest ta sama Federacja, ale bohaterowie mają do czynienia z totalnie różnym stylem życia oraz obracają się w innych kręgach i klasach społecznych. To jest jedna z tych mega fajnych rzeczy, które zachęcają do sięgnięcia po absolutnie wszystkie części, bez omijania którejkolwiek. No i najlepiej się je czyta jednak w kolejności chronologicznej wydania!
Same bebechy powieści to klasyczna literatura akcji, z mnóstwem dynamicznych pościgów, strzelanek, plot twistów (a jakże, również!) oraz wszystkiego, co potrzebne do zapewnienia świetnej rozrywki. Jeśli ktoś szuka dobre odskoczni od poważnej literatury, to dobrze trafił. Świat nie jest skomplikowany, raczej podrasowany, niż pełen technologicznych udziwnień, autor nie próbuje z tego zrobić zaawansowanego cyberpunka. Stawia na akcję, działanie oraz dynamikę. Czyli to, co tygryski lubią najbardziej!
Ocena punktowa: 8/10
„Wojna Kalibana” – James S.A. Corey
Po raz kolejny dostałem kawał porządnej, fajnie zbudowanej fantastyki naukowej. Takiej, w której kosmos i zdobycze technologiczne ludzkości są jedynie tłem, a nie tym, czym autorzy chcieliby się pochwalić. Cały czas jestem też pod wrażeniem, jakie bogactwo i różnorodność świata można stworzyć, opierając się tylko (albo aż) na Układzie Słonecznym – nie trzeba kombinować z rozrzucaniem ludzi po całej galaktyce, żeby być w stanie już w kolejnym tomie zaskoczyć czytelników.
Z perspektywy fabuły mamy jednocześnie kontynuację tego, co niejako rozpoczął James Holden oraz zupełnie nowy wątek, wokół którego kręci się cała akcja. Jedno wynika z drugiego i kolejne wydarzenia związane z tym, co stało się w poprzednim tomie, przeplatają się z nowym wątkiem, stanowiącym rdzeń tego tomu. Nie można więc narzekać na zbyt dużą granulację między książkami, jednocześnie nie konsumując dokładnie tej samej papki. Liczę na to, że kolejne tomy umieją zaserwować równie dobre wrażenia.
Ocena punktowa: 7/10
„Chór zapomnianych głosów” – Remigiusz Mróz
Na wstępie od razu podkreślę, że jeśli chcecie zapoznać się z tą książką, to sięgnijcie raczej po jej wersję papierową lub elektroniczną… Lektorowi umiejętności manipulacji swoim głosem oraz zmiany intonacji nie można odmówić, ale kompletnie nie współgra to z czytaniem historii, w której jednak dobrze mieć rozeznanie w dialogach (a interpunkcja jest niestety dla lektora tylko sugestią). Sporo straciłem więc z samej historii, próbując się połapać w tym, kto, kiedy się wypowiada i jakie w ogóle ma zamiary, a to jest dość istotne w „Chórze zapomnianych głosów”.
Sama historia nie należy do porywających, a jej dynamika jest tak stała (cóż za ciekawe stwierdzenie), że aż trochę zęby bolą. Remigiusz Mróz faktycznie ma dobry warsztat pisarski i wie, w jaki sposób konstruować sceny, jednak niewiele więcej o „Chórze zapomnianych głosów” mogę napisać niż to, że jest po prostu okej. Plusem na pewno jest dwójka głównych bohaterów, którzy mają swoje przyzwyczajenia i drobne tiki, które pozwalają ich jasno opisać, jak również sam pomysł na fabułę (chętnie bym coś podobnego przeczytał w nieco bardziej odważnej formie), jednak całość napisana jest bardzo zachowawczo. Niby nie jest to odgrzewanie kotleta, aczkolwiek smak nie porywa.
Ocena punktowa: 6/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz