Źródło: Lubimy Czytać |
Autor: Katarzyna Berenika Miszczuk
Tytuł: Szeptucha
Wydawnictwo: W.A.B.
Stron: 416
Data wydania: 3 lutego 2016
Sporo mi ostatnimi czasy wpada polskiej fantastyki młodzieżowej. Jest coś w naszych autorkach i autorach przyciągającego, co gwarantuje dobrą zabawę. Niekoniecznie ambitną, jednak naprawdę dobrą. W wielu przypadkach jest to proza dość prosta, niewymagająca, ale pełna humoru i przede wszystkim klimatu. Ma swoje niedociągnięcia, problemy, które warto by było rozwiązać, ale jeśli nie jest się nastawionym na ich szukanie, to naprawdę potrafi sprawić przyjemność. Innymi słowy, trzeba wiedzieć, na co się człowiek pisze i chcieć tego! Wtedy jest się przeszczęśliwym czytelnikiem. Z takim właśnie nastawieniem usiadłem do „Szeptuchy” i się w sumie nie zawiodłem, i to mimo ostrzeżeń.
Po studiach medycznych rozpoczyna się roczny staż, a następnie rezydenturę. Do tego momentu wszystko się zgadza, oprócz jednego, małego szczegółu. Gosława Brzózka musi odbyć staż, nawet roczny, a i owszem, ale u szeptuchy! Wszak Polska nie przyjęła chrztu i wciąż jest państwem, w którym wszystko, co związane ze słowiańskimi obrzędami jest ciągle żywe. Gosława jest jednak twardo stąpającą po ziemi osobą i nie wierzy w te wszystkie ubożątka, demony czy utopce, a co dopiero mówić o bogach! Trudno jednak w nich nie wierzyć, kiedy sami się o Ciebie upominają i w najbardziej bezpośredni sposób, jaki można sobie wyobrazić…
Cały cykl „Kwiatu paproci” jest dość intrygujący, jeśli spojrzeć na niego z perspektywy osoby szukającej opinii. Na portalach czytelniczych średnia ocen jest raczej wyższa, niż niższa, wśród recenzji również widać sporo pochlebnych słów. Z drugiej jednak strony sporo osób też zarzuca książkom bycie infantylnymi, nieciekawymi i ogólnie raczej do pupy. Przyznam więc bez bicia, że podszedłem z lekką rezerwą, chociaż – jak wspomniałem na samym początku – nastawiony na radochę z prostej, ale klimatycznej historii. Ostatecznie po lekturze muszę przyznać, że z jednej strony rozumiem te wszystkie zarzuty, ale z drugiej nie umiem się też nie pozachwycać z kilku powodów.
Zacznijmy może od głównej bohaterki – Gosławy Brzózki. Katarzyna Berenika Miszczuk ma chyba jakąś obsesję tworzenia postaci do bólu irytujących i przedstawiać je jako głupie trzpiotki, które ogólnie to się nie nadają do życia, nie wiadomo, w jaki sposób w ogóle osiągnęły cokolwiek, a na dodatek trafia im się interes życia. Czy jak tam nazwać „uśmiech losu” stworzony na potrzeby konkretnej fabuły. Po cyklu anielsko-diabelskim sądziłem, że po prostu tak wyszło. Po przeczytaniu „Szeptuchy” zaczynam jednak sądzić, że tak ma właśnie być, a konsekwencja w powielaniu podobnych cech charakteru i osobowości wskazuje na pewien wzorzec. A taki wzorzec, choć irytujący, uszanować warto, bo jednak jakby nie patrzył, postać wywołuje konkretne i silne emocje w czytelniku. A takowe Gosia wywołuje.
Jest przerażająco nieżyciowa, często arogancka, całe swoje życie mieszkała w wielkim mieście, jednak nie umie absolutnie niczego. Boi się własnego cienia, bywa wredna, często nie błyszczy intelektem. Czasem miewa przebłyski geniuszu lub pracowitości, jednak ogólnie ma swój własny świat, swoje racje i nie interesuje jej nic innego. No, chyba że jakiś przystojniak, nim to się zainteresuje? Całkiem sporo napisałem na jej temat, prawda? A warto podkreślić, że te słowa przepływały na klawiaturę ciurkiem, nie musiałem się nad nimi zastanawiać. Zresztą postać Szeptuchy też byłbym w stanie scharakteryzować jako inteligentną i cwaną, znającą życie kobietę, której nie można odmówić ostrości umysłu oraz szerokiej wiedzy. Wymagająca, jednak ciepła (nawet bardziej ciepła, niż wymagająca). Jednocześnie więc główna bohaterka irytuje oraz wzbudza pewnego rodzaju respekt za stworzenie konkretnej postaci, która jest wyraźna (i to nie jako jedyna postać).
Co jednak bardzo mocno przyciągało mnie z powrotem do tej książki za każdym razem, gdy ją odkładałem? Te wszystkie detale dotyczące słowiańskich zwyczajów, świąt, całego bestiariusza i tego, jak to wszystko mogłoby wyglądać współcześnie na polskiej wsi. Ekspozycja co prawda bywała przeokrutnie sztuczna i sztywna (zwłaszcza ta w dialogach), więc na to też trzeba wziąć poprawkę, jednak ostatecznie cała historia jest bardzo mocno osadzona na bóstwach, obrzędach, wszędobylskich upiorach oraz całej reszcie tego, z czym na co dzień nie mam do czynienia. Już wiele razy w sumie podkreślałem, że trochę mi głupio z powodu dość niezłej znajomości mitologii greckiej czy rzymskiej (nawet jeśli już mi mnóstwo rzeczy wyparowało z umysłu), przy jednoczesnym braku możliwości wymienienia choćby najważniejszych wierzeń słowiańskich.
Pierwszy tom wygląda na typowe wprowadzenie do świata, przedstawienie postaci oraz tylko taką pobieżną linię fabularną, o którą opiera się cała powieść. „Szeptucha” pełna jest przedstawiania postaci, a nawet problemy Gosi, które stanowią trzon historii, wydają się stworzone idealnie pod wprowadzenie czytelnika w cały świat Bielin i słowiańskich dziwów. Ach, no i autorka daje szansę na błyskawicznie znienawidzenie głównej postaci… Jestem jednak po lekturze „Tajemnicy domu w Bielinach”, gdzie postać Gosławy również się pojawia na chwilę i wygląda na to, że może ta nieszczęsna lekarka nie będzie aż taka tragiczna w kolejnych tomach. Trochę na to liczę, bo nawet jeśli doceniam umiejętność stworzenia takiej postaci, to jednak wolałbym kogoś, kto nie wywołuje we mnie morderczych zamiarów o wiele mocniejszych niż w stosunku do najgorszego villaina, jakie mogę sobie przypomnieć…
Podsumowując, widzę te problemy (a raczej problem, który ma na imię Gosława), które odrzucają wielu czytelników i sam trochę zgrzytam przez nie zębami, ale kiedy wrzucę sobie na szale wagi zarówno plusy, jak i minusy, to całokształt wychodzi mi na plus. Ten klimat, który został zbudowany wokół Bielin, szeptuch, żerców oraz istot nadprzyrodzonych jest naprawdę magiczny. Przy okazji mogłem wyciągnąć naprawdę sporo informacji o słowiańskich wierzeniach i bestiariuszu (rzecz jasna w postaci bardzo udelikatnionej, wszak nie jest to krwawa historia o siekaniu mieczem strzyg czy coś) i mam nadzieję, że drugi tom będzie te motywy jeszcze bardziej rozwijał. Być może jakiś konkretny upiór stanie się jedną z głównych osi? Cóż, zobaczymy, jak się wezmę za książkę!
Łączna ocena: 6/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz