Wrzesień, jako miesiąc jesienny, zadziwiająco często zachęcał do spacerów z audiobookiem (zwłaszcza na samym jego początku), więc korzystałem, ile mogłem. Był to jednak (ponownie…) miesiąc pełen wrażeń, wyjazdów oraz innych ciekawych rzeczy, więc czasem zwyczajnie nie było czasu nawet na pójście do toalety, co dopiero mówić o jakimkolwiek wchłanianiu książek. Koniec końców i tak jestem zadowolony, zwłaszcza z jakości poszczególnych pozycji (średnia nie wychodzi taka zła), a poniżej dzielę się z Wami krótkimi spostrzeżeniami o każdym z tytułów!
Jak zwykle okładki pochodzą z serwisu Lubimy Czytać.
„Ted Bundy. Bestia obok mnie” – Ann Rule
Format: Audiobook
Stron/długość: 8h 35m
Lektor: Laura Breszka
Zaskakująco… świetne! Pod pojęciem „świetne” nie mam oczywiście samej treści, jako takiej (bo w końcu życiorys Teda Bundy’ego nie powinien służyć jako przykład), ale formę, w jakiej została podana. Trochę to nie powinno dziwić, w końcu autorka była naprawdę poczytną pisarką, której książki trafiały na listę bestsellerów „USA Today”. Pewnego rodzaju… „szczęściem” Ann Rule był fakt osobistej znajomości z seryjnym mordercą na długo przed tym, gdy zaczął mordować młode kobiety.
Największe wrażenie robią chyba właśnie osobiste wspomnienia z czasów wspólnej pracy w ośrodku pomocy kryzysowej w Seattle. Autorka opisuje nie tylko spędzone chwile i rozmowy, ale również zmianę swojego nastawienia do Teda wraz z upływem czasu i pojawianiem się kolejnych dowodów. „Ted Bundy. Bestia obok mnie” łączy chłodny i obiektywny profesjonalizm, który każe przekazywać fakty, z osobistymi i subiektywnymi odczuciami w stosunku do starego znajomego. Wysłuchanie tej książki to było naprawdę bardzo intrygujące przeżycie.
„Brud” – Bartosz Kurek
Format: Audiobook
Stron/długość: 352
Trochę się zawiodłem, ale trochę nie. Historia całkiem sporej, biznesowo-polityczno-gangsterskiej intrygi, w której środku znajdują się dziennikarze. Sporo nowoczesności (social media, czarny PR, farmy trolli i tak dalej), świeże spojrzenie na tematy okołobiznesowe (znaczy się, nie trąca myszką) to niewątpliwie duże plusy „Brudu”. Bartosz Kurek jednak kilka rzeczy mógłby zrobić nieco inaczej, aby miejscami książka nie wydawała się… pisana na siłę lub bez researchu w niektórych tematach.
Coraz częściej trafiam na debiuty lub jedne z pierwszych powieści danego autora, które mają ten sam, wspólny problem – losowa dynamika. Niektóre fragmenty pisane są tak, że wszystko płynie, a czytelnik po prostu daje się ponieść prądowi opowieści. Inne z kolei są pisane byle szybciej, byle tylko zrobić przeskok do kolejnych wydarzeń i stają się strasznie nienaturalne. Często do tego dochodzi potraktowanie jakiegoś aspektu po macoszemu (np. działania służb, jakiejś branży, czy czegokolwiek innego), przez co można pomyśleć, że twórca nie odrobił pracy domowej. A szkoda, bo cała reszta jest naprawdę obiecująca.
„Pozytonowy detektyw” – Isaac Asimov
Format: Papier
Stron/długość: 232
Tłumaczenie: Julian Stawiński
To była tak wielopoziomowa lektura, że do tej pory nie umiem ogarnąć umysłem wszystkich wątków, które zostały poruszone. Przede wszystkim „Pozytonowy detektyw” zestarzał się o wiele lepiej, niż sądziłem. Powstał w 1954 roku, czyli niemalże 70 lat temu, a jego język, styl oraz ogólny przekaz nie odbiega od współczesnej literatury (chociaż tutaj pytanie, w jakim stopniu jest to też zasługa tłumacza). Utworzenie wątku kryminalnego jako rdzenia całej historii było strzałem w dziesiątkę – takie rzeczy chyba nigdy nie zestarzeją się źle!
Jednak najbardziej szałowymi elementami są aspekty społeczne, socjologiczne, filozoficzne oraz inne, które poruszają problematykę utrzymania na Ziemi kilku miliardów ludzi. A kilka miliardów ludzi (dokładnie osiem według książki – prawie tyle, ile mamy obecnie na planecie!) prowadzi do problemów związanych z bliskością między człowiekiem a człowiekiem. To jest po prostu fascynujące, jak wiele z nich jest bardzo podobnych do tych, które mamy obecnie – po prostu ich wygląd jest nieco inny, jednak sedno dokładnie to samo. Coś niesamowitego.
„Wilkołak” – Wojciech Chmielarz
Format: Audiobook
Stron/długość: 11h 40m
Lektor: Zbiorowy
Mam podwójną radość z tej książki – po pierwsze po prostu jako powieść jest naprawdę fajna, a po drugie miałem przyjemność wysłuchać jej w formie serialu audio (lub jak wolę to nazywać, po prostu słuchowiska), które zostało wykonane na najwyższym poziomie! Takie dzieła warto przesłuchać nawet wtedy, gdy sama jakość powieści jest wątpliwa. Jeśli jednak jest dobra jak „Wilkołak”, to tym lepiej! Samą trzecią część „Cyklu gliwickiego” warto przeczytać choćby ze względu na naprawdę świetnie rozwinięty wątek szorstkiej, męskiej przyjaźni między detektywem Wolskim a prokuratorem Górnikiem.
Wojciech Chmielarz jak zwykle pozwolił sobie na parę nagięć rzeczywistości oraz nie do końca realistycznych momentów, ale o dziwo nawet je można traktować po prostu jako kolejny zabieg mający na celu podwyższenie jakości całej książki. Intryga nie jest banalna, można ją nazwać nieco nietuzinkową, a aura tajemnicy budowana jest od samego początku. Powolne uchylanie jej rąbka dodaje tylko pikanterii, a zakończenie… Cóż, zakończenie musicie już ocenić sami!
„Wieża” – Robert J. Szmidt
Format: Papier
Stron/długość: 488
Dynamika, dynamika i jeszcze raz dynamika – w „Wieży” znajdziecie jej ogrom. Historia nie daje ani chwili wytchnienia, ale nie pędzi na złamanie karku. Można tę książkę przyrównać do dobrego filmu akcji. Pewnie nie będziecie się rozwodzić nad jej walorami kulturowymi, socjologicznymi czy innymi, które można znaleźć w bardzo ambitnej literaturze, ale na pewno da Wam tyle rozrywki, ile tylko potrzebujecie. Okraszonej doskonałym humorem. Serio, wiele razy miałem okazję parsknąć ze śmiechu.
W drugiej części historii postapokaliptycznego Wrocławia poznajemy nieco więcej bardzo ciekawych miejsc, których nie sposób szukać w innych książkach z tego Uniwersum. Robert J. Szmidt jednak ma głowę nie od parady i potrafi wycisnąć coś świeżego nawet z tak przerobionego tematu, jak życie w kanałach po apokalipsie. Umie też tworzyć nietuzinkowe postacie, chociaż zdecydowanie najlepiej wychodzą mu nieco nieokrzesane, ludzkie maszynki do zabijania, które nie przebierają w słowach. No ale cóż, to właśnie takich bohaterów potrzebuje dobre kino akcji!
„Miasteczko zbrodni” – Monika Góra
Format: Audiobook
Stron/długość: 8h 7m
Lektor: Albert Osik
Początek książki w ogóle nie zapowiada bomby, którą postanowiła zrzucić na czytelnika Monika Góra. Im głębiej wchodzicie w lekturę, tym bardziej się zastanawiacie jakim cudem to wszystko się wydarzyło. W jaki sposób o tego doszło oraz gdzie kończy się strefa wpływów pewnych ludzi. Bardzo szczegółowy reportaż przedstawiający historię śmierci Iwony Cygan ze Szczucina, która jest jedną z najgłośniejszych spraw kryminalnych ostatnich dwudziestu lat w Polsce.
Autorka krok po kroku odtwarza wydarzenia, o których było wiadomo od samego początku śledztwa i dopiero po pewnym czasie zaczyna pokazywać dziury, niedociągnięcia, potencjalne kłamstwa oraz inne nieścisłości w śledztwie. Tak naprawdę dopiero niedawno prawda (miejmy nadzieję) wyszła na jaw. „Miasteczko zbrodni” jest naprawdę doskonale przygotowanym reportażem, który potrafi wstrząsnąć. Jednak nie tylko samą zbrodnią, ale również całą otoczką śledztwa i wpływów, które – wiele na to wskazuje – starały się powstrzymać przed poznaniem prawdy.
„Limes inferior” – Janusz Andrzej Zajdel
Format: Audiobook
Stron/długość: 9h 7m
Ja naprawdę nie rozumiem, czemu ja po Zajdla nie sięgnąłem wcześniej! „Limes inferior” wciąga dosłownie od samego początku i to tak, że nie da się oderwać! Świat stworzony przez autora nie jest skomplikowany, ale podział na klasy intelektualne oraz system ekonomiczny oparty o punkty jest tak intrygujący, że chce się zagłębiać w niego jak najszybciej, Ekspozycja na całe szczęście jest świetnie przygotowana – zarówno w dialogach, jak i w opisach oraz – co najważniejsze – w wydarzeniach, które się dzieją. Istny majstersztyk.
Jest to naprawdę fantastyka socjologiczna wysokich lotów. Nie, żebym miał jakieś szerokie porównanie (jak na razie z najsłynniejszych pisarzy tego nurtu zaliczyłem jedynie Orwella oraz dwie książki Asimova), ale jestem przekonany, że przed długi czas „Limes inferior” będzie mi służył jako barometr jakości. System społeczny został tak dogłębnie zaprojektowany, że wręcz można go sobie wyobrazić w praktyce (chociaż zasadne jest pytanie, czy aby na pewno każdy by się na niego zgodził). Jednak chyba najpiękniejszym aspektem jest jednoczesne ukazywanie zalet, jak i wytykanie poważnych wad poprzez konkretne przykłady.
„Czyste zło” – Lisa Gardner
Format: Audiobook
Stron/długość: 12h 51m
Lektor: Anna Szawiel
Nie jestem pewien czy to z tą książką jest mały problem, czy ze mną. Chociaż może problemem bym tego nie nazwał, ale pewną… niedogodnością. „Czyste zło” odbieram jako świetnie przygotowane (autorka zrobiła naprawdę dobry research) oraz dobrze napisane (technicznie, stylistycznie, językowo – ogólnie powieść „brzmi” bardzo poprawnie), jednak nie czuję żadnej szczególnej satysfakcji po lekturze. Nawet w trakcie słuchania nie byłem podekscytowany, a często się nawet na chwilę wyłączałem (co nie przeszkodziło mi w zrozumieniu kolejnych wydarzeń).
Historia może i faktycznie jest całkiem sprytnie napisana, jednak nie porwała mnie ani trochę – była mocno przewidywalna i pisana jakby według schematu. Jak w sumie wiele innych thrillerów. Nie wiem więc, czy mi się mocno przejadła ta odmiana gatunkowa, czy faktycznie to „Czyste zło” jest po prostu poprawnym, encyklopedycznym przykładem. Co ciekawe, pomimo tego, że jest to jedenasty tom cyklu, to nie czuję, jakbym ominął coś, co może mieć duży wpływ na zrozumienie wydarzeń. Co prawda nie mogłem czerpać pełnej radości z postaci Flory, która pojawiła się w ósmym tomie cyklu. Spoilery się oczywiście pojawiły, jednak chyba nie jestem tym faktem zdruzgotany – raczej nie będę próbował wracać do poprzednich tomów.
„To, co zostaje” – Glen Duncan
Format: Papier
Stron/długość: 315
Tłumaczenie: Joanna Studzińska
Po początkowym umiarkowanym zachwycie przyszło niestety rozczarowanie. Książka ta jest klasyfikowana jako literatura piękna – no i w sumie coś w tym jest. Nawet tak prozaiczne rzeczy, jak opisy scen seksualnych są napisane tak, że aż chce się czytać (co u mnie nie jest wcale takie oczywiste). Niestety im głębiej w książkę, tym więcej przerostu formy nad treścią oraz gonitwy za najbardziej kontrowersyjną sceną, jaką można wcisnąć, najlepiej w oderwaniu od całej reszty powieści.
Chciałbym napisać o „To, co zostaje” dużo dobrego, bo wydaje mi się, że zdecydowanie zasługuje na dobre słowo (niełatwo jest opisać tak skomplikowane relacje wraz z całą ich historią), jednak to dążenie do zbędnej brutalności, byle tylko ją wrzucić do książki, bardzo mocno dało mi się we znaki w trakcie czytania. Tak samo, jak przeplatanie kompletnie niepowiązanych wątków tylko po to, by potem w ogóle odjechać gdzieś w dwie różne strony. Jest też opcja taka, że po prostu nie zrozumiałem głębokiego przesłania, jednak jam prosty czytelnik jest – czuję kichę, to opisuję jako kichę.
„Ku Gwiazdom: Antologia Polskiej Fantastyki Naukowej 2021” – Praca zbiorowa
Format: Audiobook
Stron/długość: 11h 49m
Lektor: Maciej Kowalik
Cóż to jest za zbiór! Naprawdę zacny, wielce mnie usatysfakcjonował. Składa się tak naprawdę z trzech części – debiutanckiej/nagrodowej, tuzowej oraz felietonowej. W debiutanckiej/nagrodowej swoje opowiadania napisali debiutancki oraz laureaci konkursów, a o dziwo praktycznie wszystkie z nich są na równym i dobrym poziomie. Tuzowa to ta, w której tuzy polskiej fantastyki naukowej dorzuciły swoje trzy grosze. Natomiast najkrótsza, ale wcale nie najgorsza to felietonowa, w której możemy poczytać lub posłuchać nie tylko o konstruktach literatury z tej odmiany gatunkowej, ale również o odrobinie historii nauk związanych z kosmosem.
„Ku Gwiazdom: Antologia Polskiej Fantastyki Naukowej 2021” zapewniła mi naprawdę nieziemskie przeżycia. Wiadomo, nie wszystkie opowiadania były bardzo „wow”, ale i tak jak na antologię były naprawdę równe. Mam kilka swoich ulubionych, w tym również u młodych pisarzy, więc to chyba jest też pewnego rodzaju rekomendacja. Jeśli lubicie kawał dobrej, konkretnej i faktycznie starającej się opierać na nauce fantastyki, to koniecznie sięgnijcie po ten zbiór. Sprawdźcie sami, czy przesadzam, czy jednak faktycznie jest to tak dobre, jak opisuje!
„Czarnoksiężnik z Archipelagu” – Ursula K. Le Guin
Format: Papier
Stron/długość: 240
Tłumaczenie: Stanisław Barańczak
Początkowo wydawało mi się, że czytam dość infantylną powieść. Nie do końca zgadzało mi się to z peanami, które czytelnicy piszą na cześć Ursuli K. Le Guin. Na całe szczęście dość szybko zauważyłem, że to wcale nie jest infantylność stylu, wręcz przeciwnie – pisarka umie w prosty sposób przekazać nie tylko samą treść, ale i przemyć w niej ogromną ilość morałów, które można interpretować wprost w dowolny sposób. Sama historia Geda wydaje się banalna i jednocześnie ciekawa, ale im bardziej zagłębiałem się w książkę, tym mocniej czułem tę – nomen omen – magię bijącą z tej krótkiej powieści.
Ged przeżywa dość klasyczny tryb nauki wśród magów – od początkowej, młodzieńczej buty i pragnienia jak najszybszych postępów, aż do zrozumienia czym jest cierpliwość. To jest dosłownie wypisz wymaluj stereotypowy obraz młodego maga. Jednak to, w jaki sposób Ursula K. Le Guin przedstawiła tę historię (warto nadmienić, że powstała ona w 1968 roku) bardzo szybko przełożyłem właśnie na swoje nastawienie do „Czarnoksiężnika z Archipelagu”. Był jak pewien wstęp, który ma nauczyć pokory do literatury i pokazać, jak można się skupić i wydobyć z niej jak najwięcej. Na samym końcu książki bowiem byłem już w pełni oczarowany i usidlony prozą nieżyjącej już, amerykańskiej pisarki.
0 komentarze:
Prześlij komentarz