Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Lynette Noni
Tytuł: Szept
Wydawnictwo: Uroboros
Tłumaczenie: Janusz Maćczak
Stron: 432
Data wydania: 27 stycznia 2021
Pierwsze słowa opisu Wydawnictwa Uroboros – „Przez dwa i pół roku Jane Doe – Obiekt Sześć-Osiem-Cztery – była przetrzymywana w celi tajnego podziemnego ośrodka rządowego i w tym czasie nie wypowiedziała ani jednego słowa” – bardzo mocno przypomniały mi „Stranger Things” i radość, którą czerpałem z oglądania tego serialu. Dalszy ciąg upewnił mnie w przekonaniu, że być może spotkam się z czymś na podobieństwo Nastki, jednak w zupełnie innym wydaniu – czemu by więc nie spróbować? Długo się nie zastanawiałem nad zamiarem sięgnięcia po „Szept” i intuicja mnie ponownie nie zawiodła.
Jane Doe już od dawna nie wypowiedziała żadnego słowa.Sześć-Osiem-Cztery – bo tak nazywają ją w tajnym ośrodku rządowym – trwała w swym uporze bardzo konsekwentnie. Dopiero dobroć Landona Warda oraz jego szczere zainteresowanie jej osobą nieco poluzowało opór w jej wnętrzu. To jednak doprowadziło do małego „wypadku”, który ujawnił, skąd wzięło się u niej to milczenie. Każde wypowiedziane przez nią słowo powołuje do istnienia wypowiadane rzeczy. Przeciętny człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo niebezpieczna może być taka moc – często wręcz śmiertelna.
Pomimo skojarzeń ze „Stranger Things”, o których wspomniałem w pierwszym akapicie, od samego początku „Szept” pokazuje, że jest czymś kompletnie innym. Oczywiście mamy do czynienia z tajnym, rządowym obiektem, dziewczyną, która ma jakieś moce i jest poddawana badaniom, ale na tym się kończy podobieństwo. Nawet sama placówka wywołuje kompletnie inne odczucia, a im głębiej w las, tym więcej drzew, ale takich przyjemnych, nieobdartych z liści konarów. Co prawda nie ma aż tak intensywnej aury tajemniczości, ale można się zastanawiać, z czym my w ogóle mamy do czynienia. No i przede wszystkim, co się stanie z Jane Doe.
Główną bohaterkę poznajemy jako narratorkę, która opisuje wszystko, co się z nią dzieje w czasie rzeczywistym. Nie jest to zabieg, z którym mam często do czynienia, ale nie miałem większych problemów z przestawieniem się na pierwszoosobową narrację. Jednak jakakolwiek inna byłaby w tym przypadku kompletnie chybiona – narrator wszechwiedzący musiałby zdradzić zbyt dużo szczegółów (lub udawać, że o niczym nie wie, co byłoby sztuczne), natomiast w tym przypadku skupiamy się na tym, na czym powinniśmy. Czyli właśnie na Obiekcie Sześć-Osiem-Cztery i jego przeżyciach. Wszyscy inni opisywani są tylko jako osoby obserwowane przez bohaterkę i wiemy tylko tyle, ile sami o sobie zdradzą (lub ile domyśli się Jane Doe). To jest na ogromny plus, bardzo przemyślana strategia.
„Słowa są zbyt cenne, żeby beztrosko je rzucać. Nie muszę mieć nadnaturalnej władzy, by o tym wiedzieć, gdyż widziałam to na własne oczy. Słowa wymagają szacunku. Są cudowne. Są straszne. Są darem i przekleństwem. Nigdy nie zapomnę, co potrafią uczynić. Ponieważ przez słowa straciłam wszystko”.
Ogólnie rzecz biorąc, jest to zaskakująco przyjemna lektura. Napisana prostym, ale dość barwnym językiem, przedstawiająca wydarzenia w spójny, uporządkowany sposób. Czuć od samego początku, że nie jest to ambitna lektura, pisana raczej dla czystej rozrywki i niekoniecznie wymagającego czytelnika, jednak wykonana jest w niezwykle przystępnej formie. Przyciąga uwagę i nie sposób się od niej oderwać, chociaż na moje oko mogłaby być nieco bardziej rozbudowana – głównie chodzi o same wydarzenia, które spotykają Jane w gdzieś w samym środku książki (wiem, enigmatycznie ująłem, jednak nie chcę w żaden sposób zdradzić fabuły).
Z początku może się wydawać, że autorka popełniła dość brzydką gafę i zostawiła nie tyle dziurę logiczną, ile ogromną, ziejącą smutkiem lochę. Być może przyjdzie Wam do głowy pewne pytanie, które nie będzie Was opuszczać przez połowę lektury, a nawet istnieje możliwość wiercenia Wam w głowie coraz większego otworu. Od razu Was uspokoję w takim razie – wszystko jest jednak przemyślane i ma ręce i nogi. Nawet jeśli wygląda zupełnie inaczej. Czysto teoretycznie można się było tego domyślić, więc nie jest powiedziane, że też odniesiecie takie wrażenia jak ja, jednak osobiście nie lubię skupiać się na rozbieraniu historii na czynniki pierwsze w celu przewidywania przyszłych wydarzeń – po prostu delektuję się zawsze smakiem powieści i na bieżąco odkrywam jej tajemnice. Stąd czasem trochę… nieszablonowo podchodzę do takich spraw jak dzwonki alarmowe w mojej głowie.
Często pewnego rodzaju problemem w książkach pokroju „Szeptu” jest niedostatecznie szczegółowo opisany świat – lub wręcz odwrotnie, za dużo detali. Powieść Lynette Noni, chociaż niezbyt obszerna, ma jednak wręcz idealną dawkę informacji na temat tego, co zaplanowała autorka w swoim uniwersum. Co jeszcze bardziej fascynujące ani przez chwilę nie czułem niedosytu (a u mnie to akurat dość regularna przypadłość). Znowu jest mi trochę trudno zdradzić nieco szczegółów bez zdradzania Wam fabuły, więc na chwilę obecną pozostaje Wam jedynie uwierzyć na słowo, że faktycznie tak jest – ewentualnie samodzielnie to zweryfikować! Nie odbieram w każdym razie pierwszego tomu jako typowego wstępu z mnóstwem problemów, ponieważ wprowadza w świat wykreowany przez pisarkę w odpowiedni sposób.
Cóż tu więcej dodać – naprawdę zachęcająca pozycja. Nie jest to ambitna literatura, raczej typowo rozrywkowa, którą przyrównać można do klasycznej powieści z fantastyki młodzieżowej, ale ma w sobie pewien pazur. Przede wszystkim wygląda na naprawdę zaplanowaną i niewiele rzeczy zostało pozostawionych przypadkowi. Nie można rzecz jasna porównywać jej do klasyków literatury fantastycznej, ale z pewnością wybija się w swojej kategorii. Jeśli szukacie niezobowiązującej lektury, która przyniesie Wam dużo radości i rozrywki, to „Szept” będzie świetnym wyborem. Tak jak zapewne kolejne tomy tego cyklu, na które już czekam z niecierpliwością!
Łączna ocena: 7/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz