Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Marta Kozłowska
Tytuł: B.Bomb
Wydawnictwo: Instytut Literatury
Stron: 176
Data wydania: 22 października 2020
To jedna z tych książek, do których nie próbuję podejść „w leniwe, niedzielne popołudnie”. Nie jest lekka, nie da się w niej po prostu przelecieć wzrokiem nudnych fragmentów, nie można po prostu wertować kolejnych linijek, jednocześnie nadrabiając Instagrama. Czułem, że będzie to właśnie bardziej ambitna książka już podczas wymiany mailowej z Instytutem Literatury. Najczęściej sięgam po bardzo lekką beletrystykę, w dużej mierze wręcz po fantastykę młodzieżową, ale warto czasem sięgnąć po coś, co zmusi moje zwoje mózgowe do poskręcania się, prawda? No i faktycznie trafiłem świetnie. „B.Bomb” nie bierze jeńców, ale za to pozostawia bardzo duże pole do dowolnej interpretacji.
Sytuacja na pustyni nie jest prosta. Stabilizację oraz bezpieczeństwo – jakże szumnie określone – zapewniają wojska pod wodzą generała Melville’a. Humanisty, warto podkreślić, jedynego w okolicy! Z takimi wojakami jak Seba, nikt nie zagrozi sytuacji w bazie wojskowej „Babilon”. Nawet szpiedzy, tacy jak Malik al-Suri, który za odrobinę strawy zrobi niemalże wszystko. Zwłaszcza dla mędra Kadiego, który potrafi czytać znaki jak absolutnie nikt inny. Jednak w tym wszystkim nie należy zapomnieć o trzeciej sile, która próbuje niepostrzeżenie przyglądać się rozwojowi wydarzeń z ciepłego miejsca, jakim jest… telewizor.
Powieść Marty Kozłowskiej jest jednym z wyróżnionych tytułów w kategorii epika w II Ogólnopolskim Konkursie na Książkę Literacką „Nowy Dokument Tekstowy”, organizowanym przez Instytut Literatury. Już samo to może nakierować czytelnika na klimat, w jakim utrzymana jest powieść, oraz z jakim językiem potencjalnie będzie miał do czynienia. W końcu zwycięskie prace wydane zostały w ramach Biblioteki Literackiej Kwartalnika „Nowy Napis”, a sam konkurs oceniany był przez doktora literaturoznawstwa oraz krytyka literackiego. Spodziewać się więc można było raczej górnolotnej literatury niż klasycznej, lekkiej beletrystyki.
Najbardziej charakterystyczną cechą „B.Bomb” jest chyba język użyty w powieści. Jest bardzo bogaty w słownictwo, ozdobny oraz stylistycznie perfekcyjny. W oczy rzuca się na pewno wykorzystanie przez autorkę czasu zaprzeszłego, który – mam wrażenie – jest w pewnym sensie zapomniany w Polsce. Nadaje on charakterystyczną, archaiczną nutę całości. Już dla niego samego, jak i stylu, w jakim została napisana książka, zdecydowanie warto po nią sięgnąć. Nie czytam na co dzień literatury tego formatu, ale od czasu do czasu taka lektura pozwoli się dosłownie i w przenośni „odchamić” – zobaczyć, że można bawić się słowem, a nie tylko używać go do przelania na papier nieważne jak pięknych i skomplikowanych myśli.
Im bardziej zagłębiałem się w lekturę, tym bardziej chaotyczne na pierwszy rzut oka przeskoki pomiędzy porcjami absurdu przypominały mi coraz bardziej coś konkretnego. Nie mogłem długo uchwycić tego, co mój umysł miał na myśli, ale w końcu się udało! Wiktor Pielewin i jego „S.N.U.F.F.” oraz „Miłość do Trzech Zuckerbrinów”! Oba te dzieła miały podobne podejście do ukazywania rzeczy w bardzo krzywym zwierciadle, takim, przez które przechodzi skrzyżowanie wielu wymiarów rzeczywistości. Takie uderzające w głowę, ale będące w granicach dobrego smaku. Pastisz, a nie przejaskrawiony bełkot.
Dobrze jest czasem sięgnąć po taką książkę jak „B.Bomb”. Trudną w odbiorze, dopracowaną, wymagającą skupienia oraz myślenia. Na dłuższą metę więcej takiej literatury by mogło mnie przegrzać w pewnym sensie (zwłaszcza że i tak na co dzień mam do czynienia z dużą ilością wiedzy branżowej, która zmusza mózg do najwyższych obrotów), ale bardzo cieszę się, że są takie autorki jak Marta Kozłowska, które potrafią się nie tylko odpowiednio bawić słowem, ale i różnymi poziomami abstrakcji. Nie jest to długa powieść, więc przy okazji nie męczy i nie próbuje wycisnąć siódmych potów z czytelnika. Raczej bierze go szybko w obroty i zostawia z pewnego rodzaju mętlikiem w głowie oraz satysfakcją. Dość patologiczną satysfakcją, zważywszy na różne natężenie absurdu zastosowanego przez pisarkę, ale jednak satysfakcją.
Łączna ocena: 7/10
Za możliwość przeczytania dziękuję
0 komentarze:
Prześlij komentarz