Źródło: Lubimy Czytać
Autor: A.C. Gaughen
Tytuł: Berło Ziemi
Wydawnictwo: Uroboros
Tłumaczenie: Emilia Skowrońska
Stron: 464
Data wydania: 30 września 2020
Praktycznie każda propozycja Wydawnictwa Uroboros, która trafia do mojej skrzynki pocztowej, sprawia mi radość i powoduje, że zaczynam odczuwać satysfakcję. Książki, które wydają, są tą odmianą fantastyki, która pozwala zwyczajnie nacieszyć się ciekawą fabułą, wspaniałymi światami oraz nie zawsze idealnymi bohaterami. Po prostu pozwalają mi się rozerwać bez zastanawiania się, czy to wszystko ma jakikolwiek sens! Pochłaniam ich książki kilogramami i pomimo tego, że zdaję sobie doskonale sprawę z niedoskonałości, to jestem po prostu ukontentowany i usatysfakcjonowany. Czemu by więc nie sięgnąć w takim razie również po „Berło Ziemi”, zwłaszcza że jest to pierwszy tom dłuższego cyklu. Wiecie, świat pustyni, magia Żywiołów – brzmi jak coś, co faktycznie można dłużej pociągnąć. Na razie jednak zaliczyłem dopiero pierwszy tom i nie jestem przekonany, chociaż nie skreślam całego cyklu.
Dla pokoju swojej krainy oraz życia najbliższych osób można zrobić naprawdę wiele. Shalia postanawia poświęcić swój stan oraz cnotę i wyjść za mąż za władcę Krain Kości. Uważa się on za wcielenie Trójlicego boga – a dokładniej za jedną trzecią wcielenia. Pozostałe dwie trzecie to jego rodzeństwo. Niestety w Krainie Kości władanie Żywiołami uznawane jest za zdradę, co może Shalii przysporzyć wiele kłopotów, zważywszy na jej dotychczasowe przyjaźnie. A bardzo szybko, tuż po zaślubinach, dowiaduje się, że sama włada Żywiołem Ziemi – zgodnie ze słowami jej przyjaciółki, która od chwili ponownego uwolnienia tego Żywiołu już wyczuwała moc Shalii. Uwięziona między samymi złymi decyzjami, królowa Krainy Kości musi dokonać odpowiedniego wyboru – choć nikt nie wie, która decyzja jest tą słuszną.
Od pierwszych stron całość się dłużyła niemiłosiernie. Nie mogłem się kompletnie wczuć w narrację – wstęp do głównej historii nie został napisany w przykuwający uwagę sposób, a wręcz przeciwnie. Widać było szybkie przeskoki pomiędzy wydarzeniami, byle tylko przejść dalej. Przez pierwsze sto stron dosłownie musiałem się zmuszać do brnięcia dalej. Powtarzałem sobie po prostu, że dalej będzie lepiej. Nawet ciężko było poznać wykreowany przez autorkę świat, bo prócz suchych i bardzo oszczędnych w szczegóły informacji typu nazwy krain (państw?) czy po prostu „zawarciu pokoju” nie było niczego konkretnego. Ledwie poznaliśmy kilka postaci i to jedynie z imienia oraz funkcji. Nawet nierozerwalne więzy rodzinne wśród ludzi pustyni nie zostały w żaden sposób pokazane. Ot, jest rodzeństwo no i na słowo wierzymy, że ono sobie pomoże. No i w ogóle. A teraz małżeństwo. Koronacja. O, pół książki za mną.
Dużym problemem jest też coś, co osobiście zawsze traktuję jako kreowanie pozbawionych inteligencji postaci. Kojarzycie te sytuacje, w których z dialogu oraz opisu danego wydarzenia wynikają bezpośrednio niewygodne pytania? Takie, które każdy normalny człowiek by zadał? Otóż bohaterowie ich nie zadają, jeśli by to miało przeszkodzić fabule. Spotkałem się z tym w „Berle ziemi” wiele razy i za każdym razem zachodziłem w głowę, jakim cudem można zostawić tak oczywiste sygnały, że liczy się tylko wymyślona przez autorkę fabuła, a nie to, jak jest przedstawiana? Przy okazji nie pozwala to w żadnym stopniu przekonać się do postaci i spojrzeć na nie inaczej niż przez pryzmat zastraszonego, niezbyt inteligentnego stworzenia, które nie umie zadać pytania, nawet jeśli doskonale wie, że zaraz wpadnie w kłopoty (a może ich uniknąć).
Trochę mam problem z odbiorem całej książki przez te aspekty wymienione wyżej, bo sama historia, mimo że oklepana i dość przewidywalna, to może wciągnąć. Autorce udało się parę razy zaskoczyć całkiem zgrabnymi zwrotami, a do tego, dopóki nie dochodzi do dialogów, to opisy są zapisane naprawdę całkiem przyjemnym językiem. Prostym, ale przemyślanym, warsztatowo całkiem dobrym – no trudno ogólnie się doczepić. Zwłaszcza że w sumie skończyłem całą książkę dość szybko i mimo wszystko raczej się nie nudziłem. No i przy okazji na parę osobnych słów zasługują same Żywioły, które są jedną z podstaw całej historii oraz stworzonego wokół nich świata. W tym przypadku grają podobną rolę, jaką odgrywała ogólnie pojęta magia w „Szklanym Tronie” – są przez pewnego władcę nieakceptowalne, nielegalne w jego krainie i wszyscy „posiadacze” mocy są prześladowani.
Nie bez powodów wykorzystałem cudzysłów przy słowie „posiadacze”. Nie do końca bowiem zostało jasno i przejrzyście wyjaśnione, czym dokładnie są te Żywioły i w jaki sposób „zdobyć” ich moc. Początek książki sugeruje, że nie jest to coś, czego można się nauczyć (chociaż potrzebna jest nauka kontroli), jednak nie jest powiedziane wprost, kto może poszczycić się możliwością władania mocą któregoś z Żywiołów. Jeśli miałby to do czegoś porównać, to chyba jako pierwsza rzuca mi się magia metali przedstawiona u Sandersona – wygląda na to, że ludzie po prostu się rodzą z losowym (?) Żywiołem bez możliwości kontroli innych i być może rodzina oraz geny mają na to wpływ. Jednak nie tylko. Niestety brakuje mi trochę bardziej szczegółowych wyjaśnień co, gdzie, jak, po co, w jaki sposób i tak dalej, ale być może przyjdzie na to pora w kolejnym tomie. W końcu często pierwsze części służą jedynie zarysowaniu całokształtu, a czas na głębsze kopanie przychodzi w następnych książkach.
Najbardziej jednak fascynująca jest postać Shalii. W akapitach wyżej miałem parę zastrzeżeń co do całokształtu powieści, jednak trudno coś złego powiedzieć o naszej głównej bohaterce, królowej Krain Kości. Poznajemy ją jako niepewną dziewczynę, która jednak pod spodem ma jasny pogląd na świat, swoje własne przemyślenia, kręgosłup moralny i zamierza się tego wszystkiego trzymać za wszelką cenę. Ma misję w życiu, którą chce spełnić i zarówno niedogodności życiowe, jak i te okruchy szczęścia, które jej podrzuca los, wykorzystuje w jasnym i od samego początku postawionym celu. Oczywiście nie jest przy tym naiwnie zafiksowana na konkretnych metodach, stara się dostosować do sytuacji i przyjmuje argumenty, o ile są logiczne. Widać, że akurat na tę postać autorka miała pomysł od samego początku. Wykonanie zresztą też jest naprawdę dobre. Chyba głównie dla śledzenia dalszych losów Shalii oraz jej rozwoju chętnie sięgnę po kolejne tomy.
Jak więc widzicie, mam nie lada problem z oceną tej książki. „Berło Ziemi” z jednej strony jest mającą potencjał historią, która zawiera w sobie standardowe i dość oklepane motywy, jednak już niejednokrotnie autorzy udowodnili, że da się z tego wykroić coś wspaniałego. Z drugiej natomiast jest pełna rzeczy, które mocno zgrzytają – zarówno na gruncie logicznym, jak i wykonawczym. No a do tego ma jednak naprawdę konkretną i sensowną główną bohaterkę. Osobiście dam szansę autorce i chętnie sięgnę po drugi tom, mając jednak z tyłu głowy wszystkie nie niedoróbki. W końcu jest to jej pierwsza książka, a zgodnie z posłowiem, tworzona była od czasów nastoletnich. Ma więc prawo być niedoskonała. Oby jednak się z czasem wyrobiła – historia może mieć naprawdę ciekawe rozwinięcie.
Łączna ocena: 5/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz