Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Dan SimmonsTytuł: Upadek HyperionaWydawnictwo: MAGTłumaczenie: Wojciech SzypułaStron: 626Data wydania: 4 listopada 2015
Bardzo długo zbierałem się do tego, aby sięgnąć po cały cykl „Hyperiona”. Dan Simmons przewijał się przez niemal wszystkie blogi książkowe, które czytam – niekoniecznie pod postacią akurat wspomnianej powieści dzielącej swój tytuł z poematem Johna Keatsa, ale pod przeróżnymi tytułami. Kiedy wreszcie udało mi się dobrać do pierwszej części, można powiedzieć, że zostałem oczarowany. „Hyperion” może i nie jest arcydziełem, które będę wychwalał pod niebiosa, ale jest książką bardzo dojrzałą, wielowarstwową, zaskakującą i gruntownie przemyślaną. Przede wszystkim jednak w pewnym sensie wyjątkową i pokazującą ogromny kunszt pisarski autora. Nic więc chyba dziwnego, że szybko sięgnąłem po „Upadek Hyperiona”! Muszę przyznać, że choć jest to już zupełnie inne dzieło, to wciąż trzymające ten sam, wysoki poziom.
Bitwa o Hyperiona może okazać się „być albo nie być” dla całej Hegemonii Człowieka. Sztuczne Inteligencje nigdy nie były w stanie ująć planety w swoich predykcjach, a wygląda na to, że cały trójkąt w postaci Hegemonii, TechnoJądra oraz Wygnańców widzą w tej zacofanej planecie gdzieś na skraju Sieci coś, co może przechylić szalę zwycięstwa na ich stronę. Pielgrzymi też muszą odegrać swoją rolę, udając się w – wydawać by się mogło, że z góry skazaną na porażkę – pielgrzymkę do Grobowców Czasu. Dzierzba może okazać się o wiele ważniejszym graczem, niż można sądzić. A na pewno, jeśli weźmie się pod uwagę, że wiele osób uznaje go jedynie za zwykły mit. Mit, który być może wpłynie na losy całego wszechświata.
„Upadek Hyperiona” jest już kompletnie inną książką niż pierwszy tom cyklu. Tym razem mamy już pełną fabułę, która nie jest podzielona na opowieści poszczególnych osób, tak od siebie skrajne, a zarazem spójne. Rzecz jasna poznajemy dalsze losy Pielgrzymów, ale również całej Hegemonii Człowieka, która staje nad skrajem przepaści. Wszystko opisywane z kilku różnych perspektyw – wspomnianych osób wybranych przez Kościół Dzierzby do odbycia wędrówki do Grobowców Czasu, kolejnego cybryda, który znalazł się w pobliżu samej Przewodniczącej Senatu oraz czasem kilku innych osób. Dzięki temu mamy całościowy obraz tego, co się dzieje w Sieci, z jej planetami, jak wyglądają kolejne ruchy rojów Wygnańców i przede wszystkim jak Hyperion wpływa na wszystko wokół.
„– Rozprzestrzeniamy się po Galaktyce jak komórki raka w zdrowym organizmie. Mnożymy się, nie myśląc o niezliczonych formach życia, które muszą zginąć lub zostać usunięte ze swojego naturalnego środowiska, byśmy my mogli zająć ich miejsce. Tępimy konkurujące z nami inteligentne formy życia”.
Dan Simmons nie byłby sobą, gdyby tym razem nie nawiązywał bardzo często do malarstwa. W wielu opisach miejsc, planet, czy po prostu krajobrazów, używa porównań do dzieł znanych malarzy, takich jak choćby Hieronim Bosch, być może fanom fantastyki bardziej znany z „Pana Lodowego Ogrodu” Jarosława Grzędowicza. Oczywiście nie brakuje też nawiązań do literatury, w tym rzecz jasna korzenia, wokół którego wszystko się toczy, czyli Johna Keatsa oraz jego poematów. Zresztą fascynacja jego postacią wydobywa się nie tylko z samego rdzenia całego cyklu, ale również z postaci, ich rozmów, miejsc odwiedzanych przez bohaterów oraz dosłownie całej książki.
To jest w ogóle niesamowite, w jaki sposób Dan Simmons skonstruował nie tylko świat, ale i całą historię, wokół której toczy się akcja obu tomów. Tak naprawdę dopiero w „Upadku Hyperiona” pokazują się fakty, do których nie sposób było dotrzeć po lekturze pierwszego tomu. Kierunek poprowadzenia wydarzeń jest zaskakujący i zawiły. Nie sposób nie użyć tutaj magicznego słowa „intryga” – na dodatek w pewnym sensie „polityczna intryga”. Blurb sugeruje rozwój wypadków, ale wszystkie detale to właśnie te elementy głównego dania, które nadają mu ten niesamowity smak. Bez tych niewielu zwrotów akcji, które możemy obserwować, nie byłaby to już ta sama książka. Swoją drogą ciekaw jestem, ile czasu zajęło autorowi rozpisanie sobie tego wszystkiego i połączenie w spójną, logiczną całość. Pogubić się może w jego wizji byłoby trudno, jednak łatwo można było popełnić drobny błąd, który zaważyłby na odbiorze – o dziury logiczne wcale nie jest trudno.
„Trudno zachować pogodę ducha, kiedy się umiera”.
Wspomniałem o raczej nielicznych zwrotach akcji nie bez powodu. Spora część „Upadku Hyperiona” to jednak historia Pielgrzymów, których poznaliśmy w poprzedniej książce. Śledzimy ich losy oraz – nie będzie to spoilerem, bo w końcu wszyscy doskonale wiemy, że będzie to miało miejsce – ich spotkania z Dzierzbą. Nieco więcej światła pada również na Władcę Bólu, jego historię, cel oraz materię, którą się otacza. Tutaj często mamy do czynienia z nieco metafizycznymi opisami, przemyśleniami poszczególnych postaci oraz iście nadnaturalnymi wydarzeniami. Te fragmenty są najwolniejszą częścią całej powieści. Slow action w pełnej krasie – co może niestety przez niektóre osoby zostać odebrane negatywnie.
Jak dla mnie jest to naprawdę świetna kontynuacja, nieustępująca w swojej poprzedniczce. Świetne zakończenie, ponownie bardzo głębokie rozwinięcie, ogrom nawiązań do literatury i sztuki, a do tego nieziemski (he-he) świat wykreowany przez Dana Simmonsa, tworzą świetną mieszankę. Pomimo swojej inności, „Upadek Hyperiona” godnie rozwija pierwszy tom. Być może w niektórych momentach jest zbyt… powolna, spokojna i wolno się rozwijająca, jednak całokształt oceniam bardzo pozytywnie. Aż nie mogę się doczekać, kiedy sięgnę po „Endymiona”, opowiadającego o tym, co wydarzyło się wiele lat po Pielgrzymce z siódemką znanych nam postaci. To może być jeszcze ciekawsze przeżycie i po cichu na to liczę.
Łączna ocena: 8/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz