poniedziałek, 6 lipca 2020

„Stranger Things. Mroczne umysły” – Gwenda Bond


„Stranger Things. Mroczne umysły” – Gwenda Bond
Źródło: Lubimy Czytać
Autor:
Gwenda Bond
Tytuł: Stranger Things. Mroczne umysły
Wydawnictwo: Poradnia K
Tłumaczenie: Paulina Braiter-Ziemkiewicz
Stron: 362
Data wydania: 24 kwietnia 2019


„Stranger Things” to jeden z moich ulubionych seriali! Nie pamiętam już dokładnie, czy zacząłem go oglądać wtedy, kiedy wyszedł, czy dobrałem się do niego nieco później (skłaniam się ku tej drugiej opcji), jednak jak już zacząłem, to pochłonął mnie bez końca! Nie jestem jeszcze na etapie sięgania po wszystkie możliwe materiały, które się pojawiają w popkulturze i są związane z serialem, ale jedną książkę już przeczytałem – „Wszyscy mówią na mnie Max”. Nie była to może w mojej opinii najlepsza powieść, jaka istnieje, ale na pewno dała mi trochę radochy z poznania jednej z bohaterek z nieco innej strony. „Mroczne umysły” to jedna z tych „oficjalnych” powieści, można powiedzieć „kanonicznych”, więc tym bardziej musiałem po nią sięgnąć!

Rok 1969 to nie tylko rok, w którym amerykańskie wojska cały czas stacjonowały w Wietnamie, walcząc z siłami Wietkongu, ale również przełomowy rok dla Terry Ives. Wtedy dostaje się do tajnego programu badań prowadzonych w Hawkins przez doktora Brennera. Choć są to lata, w których takie rzeczy jak kwas prawie leżą na ulicach, to jednak Terry wraz z nowo poznanymi znajomymi dostaje jeszcze lepszy towar w rządowym laboratorium. Wszystko byłoby w miarę normalne – w końcu to tajne badania, tajne laboratorium no i oczywiście sprawa rządowa – gdyby nie obecność na terenie ośrodka młodej, pięcioletniej dziewczynki o imieniu Kali.


„Nikt nie powinien czuć się winny dlatego, że żyje. Że jest szczęśliwy. Że ma chwile, gdy może udawać, iż wszystko, co wredne na tym świecie, nie spotyka akurat jego”.

Książka opisywana jest jako historia Jedenastki oraz przede wszystkim jej matki – ma na celu przedstawienie widzom serialu wydarzeń, które nie były pokazane na ekranie. Właśnie dla takich smaczków sięga się po powieści będące niejako rozszerzeniem stworzonego uniwersum, chociaż nie zawsze wychodzi to doskonale. Parę potknięć w „Mrocznych umysłach” widzę, jednak trzeba mieć na uwadze, że jest to pozycja przeznaczona raczej dla młodzieży niż dorosłego czytelnika. Widać to zarówno po języku, jak i masie uproszczeń w całej książce. Chętnie bym zobaczył bardziej… twardą wersję, bo z opisanych wydarzeń można zrobić świetny horror. Kłóciłby się on jednak z koncepcją „Stranger Things”, chociaż może kiedyś…

Na pewno historia przedstawiona przez Gwendę Bond jest spójna, zwłaszcza z serialem. Na tyle, o ile mi się udało pododawać i poodejmować lata, wszystko się doskonale zgadza. Zarówno postacie, które spotykamy zarówno w książce, jak i serialu, a także przyszłe wydarzenia. Autorka rzetelnie przygotowała się do osadzenia swoich własnych bohaterów w świecie, który ma już swoje daty, postacie i charakterystykę. To jest bardzo spoko i zdecydowanie na plus, bo mega istotne jest, aby się nie rozjechać z tym, co już zostało stworzone. Chociaż skoro jest to element oficjalnego świata Stranger Things, to jakże by mogło być inaczej?

Jak już wspomniałem, zarówno styl pisarski Gwendy Bond, jak i sposób przedstawienia wydarzeń jasno pokazuje, że jest to raczej powieść dla młodzieży. Bardzo uproszczona, w wielu miejscach wręcz aż za bardzo – aż do granic naiwności. Trudno jest co prawda znaleźć w niej jakieś drastyczne dziury logiczne, jednak do niektórych spraw można się przyczepić. Są aż zbyt nieprawdopodobne i naciągane (i nie chodzi tu wcale o otoczkę fantastyczną związaną z laboratorium w Hawkins). Czasem miałem wrażenie, że autorka tak nie do końca ma plan na całą książkę i pisze ją dla samego pisania – ma mniej więcej rozpisane kamienie milowe, wie jak przeskoczyć z punktu do punktu, ale nie ma pojęcia czym wypełnić przestrzenie pomiędzy nimi. Nie przeszkadzało to jakoś mocno w samej lekturze – ot, po prostu wyszła z tego lekkie czytadło, które nie zmusza do myślenia, tylko czytania. Na dodatek bardzo szybkiego czytania, bo lekturę pochłania się błyskawicznie.

„Rozwiązywanie problemów jest proste, gdy ma się dostęp do odpowiednich narzędzi”.

Nie spodziewajcie się jakichś niesamowitych tajemnic odkrytych w tej powieści. Historia Jedenastki oraz jej matki jest do bólu prosta, choć dzięki temu jeszcze bardziej pasuje do klimatu „Stranger Things”. Na samym początku, kiedy mniej więcej się już zorientowałem, w którą stronę to wszystko się potoczy, nie byłem przekonany do takiego ruchu. Rozumiecie, spodziewałem się czegoś wow! Historii, która może spowodować opad szczęki. Jednak już pod koniec przekonałem się, że tak jest w sumie lepiej. Odpowiednia dawka tajemniczości i paranormalności została zaordynowana, ale w gruncie rzeczy nie ma tu niczego niesamowitego – a z prostych ludzi potrafią wyrosnąć geniusze. Proste historie natomiast prowadzą często do najciekawszych przygód.

Jak widzicie, nie jestem lekturą ani zachwycony, ani rozczarowany. Nie nazwałbym „Mrocznych umysłów” absolutnym „must read” dla fanów serialu, jednak nie stawiam też kreski na tej pozycji. Jest w niektórych aspektach doskonale przemyślana, w innych widać duże braki, jednak podsumowując, jest to ciekawa lektura. Lekka, niezbyt wymagająca, rozszerzająca mimo wszystko uniwersum i pozwalająca spojrzeć na niezwykłe postacie przez pryzmat przeciętności. Miałem większe oczekiwania, ale rozczarowany nie jestem ani trochę. To chyba po prostu taki już los książek z tego uniwersum – przeznaczone są dla konkretnej grupy osób i trzeba po prostu się przyzwyczaić, że będą wyglądały nieco inaczej.

Łączna ocena: 6/10


Za możliwość przeczytania dziękuję




0 komentarze:

Prześlij komentarz