Maj już za nami, co? Paskudnie tak zacząć nowy miesiąc poniedziałkiem, prawda? Przynajmniej końcówka poprzedniego była w miarę leniwa – podobnie jak początek. W końcu mieliśmy majówkę, nie? Trochę biedną, można powiedzieć, że nieco pokrzywdzoną, ale jednak była! Jeśli ktoś sobie przedłużył o dzień lub dwa, to nawet mógł trochę odpocząć. Chociaż kwarantanna i obostrzenia wcale nie pomagały. Mnie się jednak udało w pierwszą sobotę miesiąca zrobić jakieś dziesięć kilometrów fajnymi, leśnymi ścieżkami. Przy okazji spotkałem (a nawet to za dużo powiedziane, bo widziałem z odległości kilkunastu metrów) jakichś ziomeczków jadących sobie na crossach. Praktycznie pół dnia mi zeszło na człapaniu i dotarciu i w ogóle, więc praktycznie w całości odpadł mi na czytanie, ale wszak nie samymi książkami żyje człowiek!
W minionym miesiącu miałem dwie recenzenckie pozycje, które się pojawiły jako pełne opinie, z czego „Dom ziemi i krwi” zjadł mi sporo czasu – w końcu to dwa tomiszcza po około 500 stron każde (chociaż ja akurat czytałem w formie elektronicznej na czytniku). Zbyt wiele więc się tutaj tytułów nie ukaże, w sumie podobnie jak miesiąc wcześniej. Ponownie postawiłem na raczej dłuższe formy audio – między innymi trzeci tom „Trylogii husyckiej”, która zapewniła mi ponad dwadzieścia godzin świetnej rozrywki! Ogólnie rzecz biorąc, miesiąc był więc udany – chyba wolę dłuższe pozycje, z którymi zbyt szybko się nie rozstaję. Pozostaje mi więc zostawić Was z tym krótkim spisem poniżej, w którym zawarłem w paru słowach moje wrażenia z lektury/słuchania każdego z tych tytułów:
Format: Słuchowisko
Stron/długość: 22h 47m
Lektor: Zbiorowo
Niewiele mogę powiedzieć o samej oprawie, oprócz tego, że jest dokładnie taka sama, jak poprzednie dwa tomy. A pod pojęciem „taka sama” widnieje tutaj „doskonała”! Uczta dla ucha, naprawdę. Zwłaszcza że w trzecim tomie pojawia się parę scen, w których można było popuścić wodze fantazji i odegrać je w odpowiedni sposób – mroczny, zmuszający do skupienia się i nawet uważne rozglądania, jeśli ktoś akurat słucha poza domem. W końcu można się było spodziewać tego, że autor postanowi odpowiednio rozwiązać całą historię Reinmara z Bielawy, zwanego Reynevanem.
Naszego bohatera spotkało jeszcze wiele przeróżnych przygód (jakkolwiek płytko by takie stwierdzenie nie brzmiało), a do tego można śledzić jego przemianę wewnętrzną oraz to, jak na jego decyzje wpływają wydarzenia wokół niego. Andrzej Sapkowski już w „Wiedźminie” pokazał, że umie przemycić dużo wartościowych treści do swoich fantastycznych opowieści. „Luz perpetua” jest spośród wszystkich trzech tomów ich największym skupiskiem. Widać mnóstwo przemyśleń oraz tematów, które warto rozważyć zarówno w samej przemianie Reynevana, jak i dialogach między husyckimi przywódcami czy wręcz osobami duchownymi.
Format: Słuchowisko
Stron/długość: 9h 30m
Lektor: Zbiorowo (serial 3D)
Za „Szczury Wrocławia” miałem się zabrać, tak czy siak, w bliżej nieokreślonej przyszłości. Empik Go jednak pomógł mi przyspieszyć tę decyzję, pokazując mi frazy w stylu „Oryginalny Serial Audio Empik Go w technologii dźwięku 3D” oraz (chyba najważniejsza dla mnie w procesie wyboru tego słuchowiska) „Pierwsza superprodukcja Empik Go zrealizowana w technologii binauralnej [...]”. Tak, doskonale wiedziałem, czym jest nagrywanie binauralne, nawet swego czasu korzystałem z aplikacji „Zombies, Run!”, która wspomagała bieganie poprzez gonitwy słuchowe z zombiakami. Rozumiecie pewnie więc, że absolutnie nie mogłem przejść obok tego obojętnie, skoro tak mi się bardzo spodobały słuchowiska.
Wyszło FENOMENALNIE. Tak fantastycznie, że aż trudno mi się skupić na samej książce. Na pewno cała historia oraz to, jak ją opisał Szmidt, miała ogromne znaczenie dla powodzenia tego projektu – klimatu nie da się sztucznie wywołać. On musiał już być w „Chaosie” i musiał dać się wykorzystać przez twórców słuchowiska. Chyba zaczynam się zakochiwać w takich formatach książek – samych słuchowiskach, jak i „słuchowiskach na sterydach”. A dalszych części „Szczurów Wrocławia” odmawiam przyswajać w formie innej niż słuchowiska – one są do tego stworzone!
Format: Audiobook
Stron/długość: 7h 2m
Lektor: Maciej Więckowski
„BoJack Horseman” to jeden z moim ulubionych seriali – to, jak przekształca się z sarkastycznego, nieco absurdalnego serialu przedstawiającego fikcyjnego celebrytę, w depresyjny zjazd psychologiczny, to jest coś pięknego. Na „Ktoś, kto cię będzie kochał w całej twej nędznej glorii” zacząłem więc ostrzyć zęby od chwili, w której zobaczyłem, że autorem jest twórca BoJacka. A skoro jest audiobook dostępny w ramach Empik Go, to czemu nie? To było siedem godzin jazdy bez trzymanki, chociaż podejrzewam, że gdybym nie oglądał BoJacka, to nie do końca załapałbym, o co chodzi. Co zresztą widać w opiniach o tej książce – dla niektórych to po prostu grafomania i bełkot. No i w sumie nie ma co się temu dziwić.
Ocean sarkazmu i cynizmu ujęty w przejaskrawionym, graniczącym z groteską obrazie. Tak mniej więcej można opisać tę książkę. Opowiadania (kompletnie ze sobą niezwiązane) na pierwszy rzut oka wydają się kompletnie z czapy. Jednak spod nich wyziera cynizm autora i ukazanie bardzo obecnie popularnych problemów w potłuczonym, krzywym zwierciadle. Nie jest to książka dla wszystkich – jeśli nie lubisz takiego bardzo przegiętego obrazu świata przedstawionego w absurdalny sposób, to prawdopodobnie po prostu stracisz czas. Jeśli jednak absurd i bezczelne, przegięte w wielu miejscach wyśmiewanie takich problemów, jak organizacja wesel za wiele tysięcy złotych (czytaj: wyrzucanie pieniędzy w błoto), najpopularniejsze kłamstwa czy rozmyślanie, co by było, gdyby nasze życie wyglądało odwrotnie od obecnego, to może to być tytuł dla Ciebie.
Format: Audiobook
Stron/długość: 6h 7m
Lektor: Paulina Holtz
Jakoś mnie ominęły powieści oraz inne książki opierające się na wydarzeniach podczas II Wojny Światowej, skupiające się głównie na obozie w Auschwitz. W ciągu ostatnich paru miesięcy były bardzo… popularne, jednak nie licząc „Kobiet z bloku 10”, przeczytanej przeze mnie już dobrych paręnaście miesięcy temu, nie próbowałem wchodzić w tę tematykę. Tym razem jednak w pewnym sensie za namową Sylwki z UnSerious.pl postanowiłem sięgnąć po „Kołysankę z Auschwitz” – zarówno ze względu na treść, jak i bardzo polecaną przez Sylwkę lektorkę. Faktycznie zarówno zawartość książki, jak i głos ją czytający dały radę. Były pewnego rodzaju kontrastem do tego, czego można się spodziewać po tytule.
„Kołysanka z Auschwitz” wcale nie jest kolejną pozycją, która jedynie obnaża okrucieństwa, jakich dopuszczali się naziści w trakcie II Wojny Światowej. Oczywiście, robi to, wskazuje, w jaki sposób postępowali z więźniami i jak ich traktowali, jednak nie ściga się z innymi, podobnymi książkami o palmę pierwszeństwa w konkursie na najpotworniejsze uczynki. Wręcz przeciwnie – pokazuje, że można było, chociaż spróbować wykorzystać sytuację i w miarę możliwości ulżyć w życiu, chociaż części osób. Rzecz jasna intencje samych nazistów, w tym między innymi doktora Mengele, były jasne i nie brakuje ich opisu we wspomnieniach Heleny Hannemann. Głos lektorki i to, w jaki spokojny i wrażliwy sposób przeczytała tę książkę, pozwala przyswoić ją jednak nie jako kolejny opis rzezi, ale jako świadectwo krzywd oraz wielkiej walki.
0 komentarze:
Prześlij komentarz