Źródło: Filmweb |
Oryginalny tytuł: Lemony Snicket's A Series of Unfortunate Events
Twórca: Netflix
Rok: 2019
Gatunek: familijny, przygodowy
Pierwsze dwa sezony „Serii niefortunnych zdarzeń” nie zagościły w moim cyklu „Z Netflixa pod pióro” nie, dlatego że były kiepskie – wręcz przeciwnie, bawiłem się przy nich przednio. Nie zagościły tutaj z bardzo prostego powodu – najzwyczajniej w świecie zapomniałem o nich napisać. Nie wszystkie seriale, które oglądam (a już na pewno nie każdy sezon po kolei), opisuję w tym, jak na razie bardzo krótkim cyklu. Jednak trzeci sezon naprawdę zasługuje na napisanie o nim paru słów. Nawet jeśli są to tylko kompletnie nieprofesjonalne próby wyrażenia swojego zachwytu, skoncentrowane w niezbyt długiej i w pełni subiektywnej opinii. Twórcy tego serialu jednak na tyle zamieszali w fabule i sposobie prowadzenia akcji, że nie sposób przejść obok tego dzieła obojętnie.
Trojaczki Baudelaire wciąż uciekają przed Olafem, który potrafi dosięgnąć ich w niemalże każdym miejscu. Lemony Snicket niestrudzenie bada ich historię i przedstawia wszystkim, którzy chcą go słuchać. Nie są to wesołe słowa, a kto jak kto, ale Lemony potrafi je dobierać w odpowiedni sposób. Dla Wioletki, Klausa i Słoneczka pojawił się jednak promyk nadziei – jeśli uda im się dotrzeć do Ostatniej Bezpiecznej Kryjówki, to być może nie tylko ta seria niefortunnych zdarzeń się zakończy, ale dowiedzą się również nieco więcej na temat tajemniczej WZS, która pojawia się na każdym kroku ich mozolnej wędrówki ku wolności.
Jeśli nie oglądaliście wcześniejszych dwóch sezonów „Serii niefortunnych zdarzeń”, to nie jestem do końca pewien, czy dobrym pomysłem jest czytać ten post. Co prawda nadrzędną dla mnie sprawą jest unikanie spoilerów na wszelkie możliwe sposoby, jednak w przypadku trzeciego sezonu tego serialu może to być sztuka bardzo trudna. Część informacji – mimo swojej nieistotności – może trochę Wam zepsuć zabawę. Będę się starał, jak tylko mogę podczas pisania tego tekstu, aby wszystkie moje emocje związane z zakończeniem trzeciego sezonu ubrać tak w słowa, aby absolutnie niczego Wam nie zdradzić. A uwierzcie mi, jest w czym wybierać i jest czym zepsuć seans.
Trzeci sezon zerwał poniekąd z tradycyjnym podziałem poszczególnych historii sierot Baudelaire na dwuodcinkowe historie. Odcinki co prawda wciąż mają tę samą konwencję nazewnictwa (choćby dla zachowania spójności z poszczególnymi tomami serii), ale już wydarzenia w nich opisywane są o wiele bardziej ze sobą złączone. Nic dziwnego, bo cała historia zmierza ku zakończeniu i rozwiązaniu wielu wątków. Pojawia się coraz więcej informacji o historii rodziców trojaczków Baudelaire oraz – co najważniejsze – o samym WZS, czyli Wolontariacie Zapalonych Strażaków! A jest o czym słuchać i co oglądać! Zwłaszcza jeśli nie czytało się wcześniej książek wchodzących w skład cyklu „Seria niefortunnych zdarzeń”.
Jak zwykle najlepszą robotę zrobił Neil Patrick Harris, który grał rolę Hrabiego Olafa, czyli głównego antagonisty. Oglądając niektóre sceny, zastanawiałem się, czemu seriale nie mogą być brane pod uwagę podczas nominacji do Oscarów. Cały czas jestem też za Emmy dla „Serii niefortunnych zdarzeń”! Piękna robota, chyba jeszcze lepsza niż w poprzednich dwóch sezonach. Reszta aktorów też włożyła mnóstwo pracy – postacie takie jak pan Poe czy Sędzia Strauss. Cały serial zresztą jest mocno osadzony na grze aktorskiej, bo każdy z bohaterów ma swój urok, który dodaje do tej wielkiej mieszanki różnych osobowości odpowiednią ilość indywidualizmu. Ciężko to wyrazić słowami, zdecydowanie trzeba to zobaczyć. Co jednak najciekawsze, najmniej chyba się wyróżnia rodzeństwo Baudelaire – chociaż nie znaczy to, że aktorzy kiepsko sobie dali radę.
Mega robotę robią też kostiumy i scenografia – wszystkie elementy wystroju, miejsc, w których dzieje się akcja serialu są bardzo dopracowane i nie da się ich stylu pomylić z niczym innym. Takie połączenie starej fantastyki ze szczegółowością współczesnego kina i klimatu serialu młodzieżowego. Wszystko osadzone w klasycznej elegancji (co widać po sierotach Baudelaire oraz ekstrawagancji ocierającej się o kicz – wystarczy spojrzeć na Esmeraldę Szpetną). Nietrudno jest też się doszukać drugiego dna w stylach poszczególnych postaci, bo wiele razy styl jest powiązany z osobowością danej osoby lub ze stereotypami, które są przez postać uosabiane.
Nie należy jednak zapomnieć o nauce, która płynie głównie właśnie z trzeciego sezonu – nic nie jest tylko czarne, albo tylko białe. Odcienie szarości przenikają rzeczywistość, a dobro miesza się ze złem odwrotnie proporcjonalnie do tego, co widać na pierwszy rzut oka. Nawet najbardziej szlachetne czyny mogą być okupione zbrodniami przerażającymi, natomiast nawet największego złoczyńcę stać na szlachetny gest. Nie jest to nic odkrywczego czy nowoczesnego, ale „Seria niefortunnych zdarzeń” przypomina nam o tym na każdym kroku, w każdym kolejnym odcinku. A takie nauki podane w tak przystępny sposób mają szansę zrobić o wiele więcej dobrego niż proste powtarzanie tych prawd.
Nie należy jednak zapomnieć o nauce, która płynie głównie właśnie z trzeciego sezonu – nic nie jest tylko czarne, albo tylko białe. Odcienie szarości przenikają rzeczywistość, a dobro miesza się ze złem odwrotnie proporcjonalnie do tego, co widać na pierwszy rzut oka. Nawet najbardziej szlachetne czyny mogą być okupione zbrodniami przerażającymi, natomiast nawet największego złoczyńcę stać na szlachetny gest. Nie jest to nic odkrywczego czy nowoczesnego, ale „Seria niefortunnych zdarzeń” przypomina nam o tym na każdym kroku, w każdym kolejnym odcinku. A takie nauki podane w tak przystępny sposób mają szansę zrobić o wiele więcej dobrego niż proste powtarzanie tych prawd.
Cały serial jest po prostu niesamowity, a trzeci sezon najlepszy ze wszystkich dotychczasowych! Polecam zwłaszcza osobom, które chcą obejrzeć coś niezobowiązującego, ale dopracowanego i przede wszystkim wciągającego! „Seria niefortunnych zdarzeń” nadaje się zarówno dla dorosłych, jak i nieco młodszych widzów, nawet mimo swojego nieco depresyjnego charakteru. Przede wszystkim jednak nadaje się dla książkoholików, którzy nie są pewni, czy warto sięgnąć po książkowy pierwowzór – po obejrzeniu trzeciego sezonu mam na to przeogromną ochotę! Nawet mimo tego, że wiem doskonale, jak potoczą się losy bohaterów. Historia jednak jest wspaniała, a serialowe wykonanie zapowiada ucztę dla wyobraźni. W końcu na czymś twórcy musieli oprzeć swoją wizję scenografii, charakteryzacji oraz kostiumów.
Łączna ocena: 8/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz