Źródło: Lubimy Czytać |
Autor: Małgorzata Oliwia Sobczak
Tytuł: Kolory zła. Czerwień
Wydawnictwo: W.A.B.
Stron: 384
Data wydania: 4 września 2019
Większość kryminałów, które czytam, to kryminały napisane przez zagranicznych autorów (lub autorki). Głównie to oczywiście współcześni twórcy jak Jo Nesbø czy Jørn Lier Horst (i to tacy jak widać „na fali”). Polska jednak ma swoich świetnych pisarzy oraz pisarki, którzy nie raz i nie dwa udowodnili, że wcale nie są gorsi. A czasem wręcz lepsi (cały czas jestem ogromnym fanem twórczości Thomasa Arnolda)! Powoli więc odkrywam zarówno tych topowych, jak i dopiero pojawiających się w mentalności czytelniczej twórców. Tym razem miałem przyjemność zapoznać się z trzecią (według serwisów literackich) już książką Małgorzaty Oliwii Sobczak. Trzecią łącznie, ale pierwszą, która jest kryminałem. W sumie, jeśli napisze kolejną powieść kryminalną, to chętnie po nią sięgnę!
Morze wyrzuciło ciało – gdyby dziennikarze się uparli, mogliby bardzo regularnie używać tych słów jako nagłówka do kolejnej wstrząsającej wieści z trójmiejskich wydarzeń. Tym razem jednak nie jest to samo wyrzucenie ciała na brzeg – tym razem prokurator Leopold Bilski będzie miał o wiele trudniejszy orzech do zgryzienia niż jedynie ustalenie, czy był to wypadek, czy też czyn karalny. Co do odpowiedniego sklasyfikowania tego wydarzenia nie ma żadnych wątpliwości. Problemy pojawiają się, kiedy na jaw wychodzi, że sprawa ta bardzo przypomina niewyjaśnioną zbrodnię sprzed siedemnastu laty, w której przewijają się nazwiska nie tylko ówczesnego, mafijnego świata, ale również sędzi Heleny Boguckiej.
Na pewno autorce nie można odmówić lekkości pióra. Sprawnie posługuje się słowem, skleja barwne zdania i tworzy z nich wiele mówiące opisy. Czasem można się zastanowić, czy aż nie „za wiele mówiące”. Miejscami miałem wrażenie, że Małgorzata Oliwia Sobczak trochę nienaturalnie próbuje wkleić definicje niektórych słów czy też bardziej obszernych wyjaśnień na tematy niekoniecznie znane przeciętnemu Kowalskiemu. Jednak nie licząc tego, to całą książkę czytało się naprawdę przyjemnie. Bardzo budujące jest, kiedy czyta się powieść pokazującą, że język polski potrafi być bogaty, ale jednocześnie nie doszło do próby przeintelektualizowania całości. Niestety rzadko mogę to napisać, szkoda, że nie jest to standard we współczesnej literaturze.
Już od samego początku (a nawet z samego blurba) wiadomo, że sprawa kryminalna wzięta na tapet przez „Kolory zła. Czerwień” ma swoją historię w przeszłości, w wydarzeniach sprzed siedemnastu lat. Samo powiązanie tych samych osób i to z różnych światów wydaje się mega intrygujące, tylko jest jeden, mały problem. Sam początek jest jednym, wielkim chaosem. Czułem się odrobinę tak jak podczas oglądania „Dark” – trudno na początku połączyć nazwisko z datą. Na szczęście autorka oznaczyła rozdziały datą wydarzeń w nich opisywanych, ale nasz mózg jednak lubi płatać figle. W tym przypadku w postaci stawiania zupełnie innej osoby przed oczami. Siedemnaście lat to wbrew pozorom całkiem niezły szmat czasu i można dostać kręćka. Nie wiem, czy dałoby się jakoś lepiej rozwiązać, żeby uniknąć tych efektów ubocznych, czy po prostu musimy „handlować z tym”, ale żeby nie było, że nie ostrzegałem!
Tym, co wyróżnia „Kolory zła. Czerwień” na tle innych kryminałów to na pewno sposób prowadzenia całej opowieści. Nie tylko możemy obserwować wydarzenia z przeszłości oraz teraźniejszości, porównując obie przedstawione zbrodnie, ale również nieco głębiej wchodzimy w życie bohaterów. Powieść ta jest bowiem o wiele bardziej czymś w rodzaju kryminalnej obyczajówki niż czystym kryminałem. Autorka przedstawia proces dążenia do rozwiązania zagadek, ale jednocześnie czytelnik może poznać dość dogłębnie życie poszczególnych postaci, razem z całym rozwojem wydarzeń aktualny, jak i tych sprzed siedemnastu lat. W typowych, norweskich proceduralach kryminalnych, całą opowieść można rozdzielić na wątek kryminalny oraz prywatny, dotyczący najczęściej głównego bohatera. W przypadku książki Małgorzaty Oliwii Sobczak ten prywatny wątek rozprzestrzenia się na wiele osób, pokazując życie zarówno zawodowe, jak i te bardziej osobiste.
Autorka zdecydowanie potrafi wodzić czytelnika za nos w kwestii tego, „kto zabił”. Co prawda zawsze dawałem się ponieść powieści i nie skupiałem się nigdy na próbie odgadnięcia, kto był sprawcą i jakie jest rozwiązanie zagadki, ale mimo to czerpię radość z robienia mnie w balona w tej sprawie. Wyznacznikiem dobrego kryminału jest między innymi umiejętność ukrycia sprawcy przez autora aż do samego końca – aż do momentu, w którym wszystko się rozwiązuje, a morderca umiera lub zostaje złapany. Małgorzata Oliwia Sobczak potrafiła to zrobić w swojej powieści, chociaż jeśli ktoś jest dobry w te klocki, to zapewne uda mu się w miarę szybko połączyć parę faktów i dojść do rozwiązania. Bardzo sugerujące tropy, wskazujące na inne osoby, nie pomogą tej osobie w zbyt łatwym zwycięstwie! Trzeba się natrudzić w labiryncie autorki.
„Kolory zła. Czerwień” jak widać, mają swoje wady, ale oprócz tego są naprawdę obiecującym kryminałem. Napisanym w nieco innej formie niż to, do czego przyzwyczaili nas współcześni pisarze, ale utrzymanym w konwencji powieści kryminalnej. Przyjmuję więc ją z całym dobrodziejstwem inwentarza. Przyznać też muszę, że jeśli Małgorzata Oliwia Sobczak zaplanuje kolejny kryminał, to z wielką chęcią się z nim zapoznam. Z jednej strony po to, aby poznać dalsze losy prokuratora Leopolda Bilskiego (ciekawie się czyta o pracy policjantów wykonywanej przez prawnika), a z drugiej, aby zobaczyć czy da się to i owo poprawić oraz wyeliminować te nieszczęsne definicje. Jeśli szukacie dobrej, polskiej powieści z zagadką kryminalną w tle, to dobrze trafiliście. Sami spróbujcie i zobaczcie, czy pióro autorki Wam podejdzie – wierzę, że tak będzie.
Morze wyrzuciło ciało – gdyby dziennikarze się uparli, mogliby bardzo regularnie używać tych słów jako nagłówka do kolejnej wstrząsającej wieści z trójmiejskich wydarzeń. Tym razem jednak nie jest to samo wyrzucenie ciała na brzeg – tym razem prokurator Leopold Bilski będzie miał o wiele trudniejszy orzech do zgryzienia niż jedynie ustalenie, czy był to wypadek, czy też czyn karalny. Co do odpowiedniego sklasyfikowania tego wydarzenia nie ma żadnych wątpliwości. Problemy pojawiają się, kiedy na jaw wychodzi, że sprawa ta bardzo przypomina niewyjaśnioną zbrodnię sprzed siedemnastu laty, w której przewijają się nazwiska nie tylko ówczesnego, mafijnego świata, ale również sędzi Heleny Boguckiej.
Na pewno autorce nie można odmówić lekkości pióra. Sprawnie posługuje się słowem, skleja barwne zdania i tworzy z nich wiele mówiące opisy. Czasem można się zastanowić, czy aż nie „za wiele mówiące”. Miejscami miałem wrażenie, że Małgorzata Oliwia Sobczak trochę nienaturalnie próbuje wkleić definicje niektórych słów czy też bardziej obszernych wyjaśnień na tematy niekoniecznie znane przeciętnemu Kowalskiemu. Jednak nie licząc tego, to całą książkę czytało się naprawdę przyjemnie. Bardzo budujące jest, kiedy czyta się powieść pokazującą, że język polski potrafi być bogaty, ale jednocześnie nie doszło do próby przeintelektualizowania całości. Niestety rzadko mogę to napisać, szkoda, że nie jest to standard we współczesnej literaturze.
„Zbrodnię zawsze trzeba traktować jak opowieść. Jeśli dobrze określi się miejsce, które ślad zajmuje w historii zbrodni, można zrekonstruować jej przebieg”.
Już od samego początku (a nawet z samego blurba) wiadomo, że sprawa kryminalna wzięta na tapet przez „Kolory zła. Czerwień” ma swoją historię w przeszłości, w wydarzeniach sprzed siedemnastu lat. Samo powiązanie tych samych osób i to z różnych światów wydaje się mega intrygujące, tylko jest jeden, mały problem. Sam początek jest jednym, wielkim chaosem. Czułem się odrobinę tak jak podczas oglądania „Dark” – trudno na początku połączyć nazwisko z datą. Na szczęście autorka oznaczyła rozdziały datą wydarzeń w nich opisywanych, ale nasz mózg jednak lubi płatać figle. W tym przypadku w postaci stawiania zupełnie innej osoby przed oczami. Siedemnaście lat to wbrew pozorom całkiem niezły szmat czasu i można dostać kręćka. Nie wiem, czy dałoby się jakoś lepiej rozwiązać, żeby uniknąć tych efektów ubocznych, czy po prostu musimy „handlować z tym”, ale żeby nie było, że nie ostrzegałem!
Tym, co wyróżnia „Kolory zła. Czerwień” na tle innych kryminałów to na pewno sposób prowadzenia całej opowieści. Nie tylko możemy obserwować wydarzenia z przeszłości oraz teraźniejszości, porównując obie przedstawione zbrodnie, ale również nieco głębiej wchodzimy w życie bohaterów. Powieść ta jest bowiem o wiele bardziej czymś w rodzaju kryminalnej obyczajówki niż czystym kryminałem. Autorka przedstawia proces dążenia do rozwiązania zagadek, ale jednocześnie czytelnik może poznać dość dogłębnie życie poszczególnych postaci, razem z całym rozwojem wydarzeń aktualny, jak i tych sprzed siedemnastu lat. W typowych, norweskich proceduralach kryminalnych, całą opowieść można rozdzielić na wątek kryminalny oraz prywatny, dotyczący najczęściej głównego bohatera. W przypadku książki Małgorzaty Oliwii Sobczak ten prywatny wątek rozprzestrzenia się na wiele osób, pokazując życie zarówno zawodowe, jak i te bardziej osobiste.
Autorka zdecydowanie potrafi wodzić czytelnika za nos w kwestii tego, „kto zabił”. Co prawda zawsze dawałem się ponieść powieści i nie skupiałem się nigdy na próbie odgadnięcia, kto był sprawcą i jakie jest rozwiązanie zagadki, ale mimo to czerpię radość z robienia mnie w balona w tej sprawie. Wyznacznikiem dobrego kryminału jest między innymi umiejętność ukrycia sprawcy przez autora aż do samego końca – aż do momentu, w którym wszystko się rozwiązuje, a morderca umiera lub zostaje złapany. Małgorzata Oliwia Sobczak potrafiła to zrobić w swojej powieści, chociaż jeśli ktoś jest dobry w te klocki, to zapewne uda mu się w miarę szybko połączyć parę faktów i dojść do rozwiązania. Bardzo sugerujące tropy, wskazujące na inne osoby, nie pomogą tej osobie w zbyt łatwym zwycięstwie! Trzeba się natrudzić w labiryncie autorki.
„Kolory zła. Czerwień” jak widać, mają swoje wady, ale oprócz tego są naprawdę obiecującym kryminałem. Napisanym w nieco innej formie niż to, do czego przyzwyczaili nas współcześni pisarze, ale utrzymanym w konwencji powieści kryminalnej. Przyjmuję więc ją z całym dobrodziejstwem inwentarza. Przyznać też muszę, że jeśli Małgorzata Oliwia Sobczak zaplanuje kolejny kryminał, to z wielką chęcią się z nim zapoznam. Z jednej strony po to, aby poznać dalsze losy prokuratora Leopolda Bilskiego (ciekawie się czyta o pracy policjantów wykonywanej przez prawnika), a z drugiej, aby zobaczyć czy da się to i owo poprawić oraz wyeliminować te nieszczęsne definicje. Jeśli szukacie dobrej, polskiej powieści z zagadką kryminalną w tle, to dobrze trafiliście. Sami spróbujcie i zobaczcie, czy pióro autorki Wam podejdzie – wierzę, że tak będzie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz