Źródło: Lubimy Czytać |
Autor: Andrzej Wardziak
Tytuł: Infekcja. Exodus
Wydawnictwo: Pascal
Stron: 448
Data wydania: 31 sierpnia 2016
Pierwszą część tej dylogii przeczytałem w tamtym miesiącu – nie ujęła mnie tak mocno, jak na przykład „Przegląd Końca Świata”, ale nie powiem, żeby to była też zła powieść. Pokazywała potencjalny wybuch zombie apokalipsy na naszych ziemiach, a dokładniej w stolicy naszego kraju, Warszawie. Andrzej Wardziak zbudował tam historię toczącą się wokół kilku, skrajnie od siebie różnych osób. Od dawien dawna jestem fanem żywych trupów, więc lubię się zapoznać z wieloma punktami widzenia – im więcej różnorodności, tym lepiej. Żeby jednak sięgnąć po coś kolejnego, warto najpierw zakończyć jeden cykl. Niniejszym więc zakończyłem „Infekcję” i stwierdzam, że obie książki mają bardzo podobny poziom.
Wszyscy żywi już wiedzą, że mają przerąbane. Przeżyli jednak już tyle, że nie mogą się poddać, nie teraz, kiedy widzą światełko w tunelu, a nadzieja rozlewa się po ich duszach jak oszalała. Kiedy jednak człowiek wpadnie już w ten rytm życia i przyzwyczai się do zupełnie nowej sytuacji, w jego głowie pojawiają się pytania. Skąd się tak naprawdę to wszystko wzięło? Czy to jakiś wirus, broń biologiczna czy wręcz kara boska? Przede wszystkim jednak dlaczego muszą unikać również wojska, które przecież powinno zapewnić im schronienie i poczucie bezpieczeństwa?! Wszystko się jednak sprowadza to jednego, prostego celu – trzeba przeżyć.
„[...] Bóg, zamiast poczciwego starca z długą brodą, bardziej przypomina rozpieszczonego bachora kucającego z lupą nad mrowiskiem”.
„Infekcja. Exodus” jest kontynuacją „Infekcji. Genesis” i zaczyna się (cóż za zaskoczenie!) w dokładnie tym miejscu, w którym zakończył się pierwszy tom. Wspominam o tym wbrew pozorom nie bez powodu. Liczyłem trochę na nieco bardziej rozbudowany początek – jakąś sceną z innego miasta lub wprowadzeniem zupełnie nowego wątku. Andrzej Wardziak jednak (co w sumie nie jest absolutnie złe) od razu zaczął z grubej rury i wrzucił czytelników w wir zabawy. Moje nadzieje jednak nie zostały tak do końca rozwiane, bo na kolejnych kartach książki autor dorzuca kolejne wątki i rozbudowuje całą historię o kolejne osoby oraz miejsca. Zanudzić się więc z tymi samymi bohaterami nie można, chociaż sam główny wątek nie został doprawiony niczym nowym od czasów poprzedniego tomu.
Większość uwag, które miałem do poprzedniego tomu, można śmiało przenieść na drugą część. Cóż no, nie jest to powalająca książka, która przyciąga do siebie od samego początku. Wiele opisów jest za bardzo rozwleczonych, a wydarzenia przeciągnięte tak, jak tylko się da. Sama fabuła również nie powala innowacyjnością – po początkowym entuzjazmie spowodowanym ukazaniem apokalipsy od dosłownie samego początku, czar pryska. Dalej mamy klasyczne „przygody” grupy osób, która walczy o przeżycie w totalnie zmienionym świecie. Czasem są to intrygujące zdarzenia, które na chwilę przykuwają całą uwagę czytelnika, a czasem klasyczne przypadki, których rozwiązanie zna się już od samego początku. Wciąż jednak dość ciekawy efekt daje osadzenie tego w polskich realiach – dziwnie się czułem, czytając opisy podwarszawskich miejscowości czy widząc same polskie nazwiska.
„Rzeczywistość to momentami straszna łajza”.
Trzeba jednak przyznać, że zakończenie jest całkiem zacne. Otwarte, dające jasno do zrozumienia, że istnieje opcja kontynuacji. Zresztą też wydarzenia bezpośrednio poprzedzające epilog nie należą o dziwo to takich stereotypowych, co dla mnie jest ogromnym plusem. Miłe zaskoczenie po powieści, którą można uznać za średnią. Na pewno końcówka podbija nieco wrażenia, jakie pozostawia po sobie druga część „Infekcji”, chociaż nie wiem, czy do końca zadowoli ona wszystkich. Końcówka w sensie. Nie chciałbym za dużo zdradzić oczywiście, bo jeśli bym napisał, czy jest happy end, czy nie ma happy endu, to wiele osób mogłoby mieć mi to za złe – i to bardzo delikatnie ujmując. W każdym razie nastawcie się na coś całkiem fajnego i niesztampowego. Niekoniecznie może się Wam spodobać, zależy od Waszych oczekiwań, ale zapewne będziecie przyjemnie zaskoczeni.
Można uznać „Infekcję. Exodus” za przeciętniaka. Drugi tom nie wniósł zbyt wiele nowych rzeczy do historii o apokalipsie zombie, a na dodatek nie nadrabia ani wartką i konkretną akcją, ani czarnym humorem, ani też nietypową kompozycją. Większość wydarzeń to wypisz wymaluj schematy znane z innych historii o żywych trupach. Ostatni tom dylogii Andrzeja Wardziaka nie jest jednak powieścią złą – napisana poprawnym językiem, w ogólnym rozrachunku jako po prostu dobra książka. W sumie tyle, bez żadnych szaleństw, ale też bez wielu negatywnych cech, które mogłyby przekreślić ją całkowicie. Jeśli chcecie zacząć swoją przygodę ze światem pełnym chodzących umarlaków, to spróbujcie czegoś innego. Jednak jeśli macie na swoim koncie już parę tego typu powieści i chcecie jeszcze więcej, to dylogia „Infekcji” może nie być wcale takim złym pomysłem. Po prostu nie zobaczycie niczego nowego, ale miejscami możecie się całkiem nieźle bawić. Tylko się nie nastawiajcie na fajerwerki!
Łączna ocena: 6/10
Cykl "Infekcja"
0 komentarze:
Prześlij komentarz