Za nami najkrótszy miesiąc w roku – a że nie był to przy okazji rok przestępny, to wciąż mogliśmy nacieszyć się dwudziestoma ośmioma dniami! Dla niektórych to jednak dobra wiadomość. Po długim styczniu, który nastąpił niemalże zaraz po Świętach Bożego Narodzenia oraz hucznie obchodzonym Nowym Roku, krótki miesiąc jest wręcz zbawienny. Nie trzeba tyle czasu czekać na wypłatę! :) Mniej dni musi minąć, zanim ponownie na konta wpłynie kasa. :) A dla niektórych to po prostu miesiąc z mniejszą liczbą dni, w które mogą czytać – z mojej perspektywy, czyli człowieka lubiącego liczby, oznacza to teoretycznie mniejszy wynik ogólny w liczbie przeczytanych książek czy stron. Oczywiście jak wiadomo, średnie wyjdą zapewne i tak podobne, niezależnie od liczby dni. W końcu wziąć pod uwagę trzeba mnóstwo innych czynników… :)
Nie zanudzajmy jednak elementami statystyki, lepiej przejść do tematu, który Was tu ściągnął! A jest nim podsumowanie lutego na moim blogu. Na liczby nie mogę narzekać. Na prywatne życie również – chociaż nie wiem czy bardziej się cieszyć z tego, że praktycznie wszystkie weekendy były zapchane różnymi aktywnościami, czy też marudzić na o wiele słabsze wyniki czytelnicze w tych dniach. :) Dwa weekendy były weekendami wyjazdowymi, chociaż dość bliskimi (raptem 100 km oraz 150 km w jedną stronę), pozostałe dwa to weekendy odwiedzinowe. Siłą rzeczy więc miałem nieco mniej czasu na czytanie, chociaż można by zakładać zupełnie odwrotny scenariusz. Cieszy mnie więc wynik, który osiagnąłem. W sumie można powiedzieć, że jest po prostu taki sam, jak zwykle. :D
Sami zresztą zobaczcie jak się prezentują infografiki z danymi za miniony miesiąc.
Tak dość klasycznie, no nie? Ani jakoś wybitnie dobrze, ani jakoś źle. Nawet mimo zajętych weekendów udało mi się mniej więcej utrzymać ten sam poziom co zawsze. To w sumie oznacza, że gdyby nie te weekendy to bym nawet więcej przeczytał! Ja tam jednak jak zwykle cieszę się, że znalazłem czas na chociaż tyle książek i tyle radości. :)
Jeden z ostatnich postów, które mają w sobie dane dotyczące profilu Google+. W końcu 2 kwietnia 2019 roku cały portal zostanie zamknięty przez Google. Aż się zastanawiam ile rzeczy pójdzie nie tak. :) Na szczęście Google dał się do tej pory poznać jako gracz, który stara się przygotować do zmian, które robi. Mam więc nadzieję, że za dużo perturbacji nie będzie. W każdym razie wracając do tematu, statystyki idą powoli do przodu.
Najbardziej mnie ciekawi Instagram, ponieważ cały czas stoi w miejscu, ale niemalże każdego dnia mam nową osobę, która mnie zaczyna obserwować, a potem sobie zaglądam do aplikacji Follow Meter i widzę, że wszyscy po kolei cofają obserwacje. :D Trochę nie do końca chciałem wierzyć w skalę tych zachowań, ale jak się okazuje jednak rzeczywiście Instagram ma tę cechę „obserwowania na chwilę, a może ktoś da follow back”. Na razie tylko sobie wrzucam fotki, daję hasztagi i nic poza tym (nie licząc „serduszkowania” innych fotek, które mi się podobają), ale może kiedyś nauczę się tego Instagrama. :D
Jak widzicie, w lutym nie było zbyt bogato jeśli chodzi o nowe egzemplarze, które do mnie trafiły. Jakoś nie miałem weny na zakupy, mam na razie co czytać, a powoli sobie odkładam budżet książkowy – być może trafi się jakiś pięcioksiąg czy jeszcze grubszy cykl do zakupu na raz. Być może nie. A być może wreszcie się zbiorę w sobie, żeby kupić takie pozycje jak „Finansowy Ninja” czy „Włam się do mózgu”. :) Nie wiem jeszcze, nie spieszy mi się na razie!
Ha, to koniec infografik! Wspominałem co prawda w styczniowym podsumowaniu, że spróbuję użyć skracacza linków jako pewnego rodzaju narzędzia do zbierania danych o liczbie wejść, ale w sumie albo średnio zdaje egzamin, albo po prostu jest tak nikłe zainteresowanie przejściami z Instagrama za pomocą nieaktywnego linku. Innymi słowy nie ma sensu robić z tego żadnego podsumowania. :) Co ciekawe, główne źródła kliknięć to Facebook, a więc posty, które publikuję na Instagramie oraz jednocześnie na profilu Facebooka. Instagram rzeczywiście nie powinien się pojawić jako źródło, bo link nie jest aktywny, jednak bezpośrednich wejść jest jak na lekarstwo. W sumie nic dziwnego – też by mi się nie chciało kopiować i wklejać. :)
Na (prawie) koniec wklejam listę przeczytanych przeze mnie w lutym książek wraz z linkami do opinii o nich. Czyli w sumie jak co miesiąc. :)
- „Marsjanin” – A. Weir
- „Nomen Omen” – M. Kisiel
- „Cienie Nowego Orleanu” – M. Lewandowski
- „Trupia farma” - B. Bass
- „Oczy uroczne” – M. Kisiel
Na samym końcu przyszła pora na dwa standardowe punkty programu, czyli najbardziej popularny post oraz blog, z którego pojawiło się najwięcej wejść. :D Tym razem najchętniej zaglądaliście do opinii o „Nomen Omen” Marty Kisiel – dobry wybór! Najwięcej wejść zanotowałem (a raczej Google Analytics zanotowało) z bloga Cząstka Mnie, prowadzonego przez Gosię! :) Dzięki!
A jak Wam minął ten krótki miesiąc? :D
0 komentarze:
Prześlij komentarz