Źródło: Lubimy Czytać |
Autor: Manel Loureiro
Tytuł: Apokalipsa Z: Początek końca
Wydawnictwo: Muza
Tłumaczenie: Grzegorz Ostrowski, Joanna Ostrowska
Stron: 416
Data wydania: 25 września 2013
Motyw apokalipsy spowodowanej przez żywe trupy jest niesamowicie popularny zarówno w literaturze, jak i w filmie. Powstało mnóstwo różnych pozycji, które obracają się wokół zombie wszelkiego typu. Czym się więc wyróżnia "Apokalipsa Z"? Choćby samym początkiem - czytelnik nie jest od razu rzucany w wir śmierci, flaków i ponuro snujących się trupów. A co ten sam czytelnik otrzyma później? Kawał dobrej i wciągającej powieści, z mnóstwem trzymających w napięciu historii.
Z Dagestanu napływają złe wieści. Początkowo świat nie zwraca na nie zbyt dużej uwagi, jednak zmienia się to, kiedy te wieści przestają napływać. Federacja Rosyjska cenzuruje internet i zamyka drogę dla mediów. Niedługo potem rządy wszystkich krajów stawiają sztaby kryzysowe w stan najwyższej gotowości. Nie jest to jednak potrzebne. Świat przestaje istnieć, a wraz z nim resztki narodów i cywilizacji.
Cała książka prowadzona jest w formie bloga/dziennika, którego autorem jest narrator. Nie mamy więc do czynienia z wszechwiedzącym narratorem, który opisuje dosłownie wszystko, ale ze zwykłym prawnikiem, który został rzucony w wir apokalipsy. W związku z tym faktem czasem człowieka dotykają niektóre decyzje głównego bohatera. Mogą się wydawać kompletnie irracjonalne, nielogiczne, sprzeczne z instynktem samozachowawczym. Po chwili jednak dochodzi do głowy taka myśl - hej, ale przecież to jest właśnie zwykły człowiek. Jak my byśmy się w jego sytuacji zachowali? Czy aby na pewno te decyzje, które on podejmuje są dla niego nielogiczne? No pewnie nie, a jeśli są, to okażą się takimi dopiero po jakimś czasie. Co zresztą w niektórych przypadkach autor daje wprost do zrozumienia.
Format bloga/dziennika (w pierwszej części jest to rzeczywiście blog, no ale kiedyś serwery muszą się położyć podczas apokalipsy - wówczas narrator prowadzi dziennik) daje niesamowitą możliwość, którą Manel Loureiro wykorzystał w pełni. Dawkowanie napięcia za pomocą zwykłych dat wpisów. Wszystkie opisywane przez narratora wydarzenia w jego perspektywie są już minione. W końcu opisuje on swoją przeszłość i to, co wydarzyło się w ostatnich dniach/tygodniach. Kiedy więc czytamy o konieczność wyruszenia na niezbyt bezpieczną wyprawę, a następnie widzimy datę kolejnego wpisu znacznie odbiegającą w czasie od poprzedniego, to adrenalina nawet w nas zaczyna buzować. Napięcie i ciekawość rośnie - co się dokładnie takiego stało, że aż tyle czasu minęło od ostatniego wpisu?
Same historie wydają się być zrównoważone i w miarę dostosowane do tego, że główny bohater to żaden wojskowy czy inny twardziel. Zwykły człowiek, prawnik, który przed apokalipsą przyzwyczajony był do wygód europejskiej cywilizacji. Co prawda parę scen zostało nagiętych, ale niestety obawiam się, że ciężko by było przeprowadzić bohatera żywego przez cały tom bez pewnych ustępstw w stosunku do realizmu. Jednak całokształt podejścia do jego możliwości oraz umiejętności wydaje się być naprawdę dobrze dobrany. Postać jest zresztą przemyślana, ponieważ wiele wyjść z ciężkich sytuacji zawdzięcza swoim umiejętnościom, które nabył przed apokalipsą. Autor więc musiał zaplanować szkic bohatera przed przystąpieniem do pisania historii i nie musiał na bieżąco improwizować.
Niezależnie jednak od wiarygodności poszczególnych wydarzeń, cała książka zdecydowanie potrafi trzymać w napięciu. Aż się chce dalej czytać i sprawdzić, co się dalej wydarzyło. Zwłaszcza, że autor łaskawie pozbawił czytelników wątpliwej przyjemności czytania o latających wszędzie flakach, mnóstwie krwi czy innych płynów ustrojowych i tym podobnych rzeczach. Postawił raczej na klimat, nutkę strachu i niepewności, chociaż tam gdzie trzeba, zastosował również bardziej brutalne opisy. Nie składają się jednak one na trzon "Apokalipsy Z: Początek końca", a jedynie stanowią dodatkowy walor, który akcentuje grozę świata przedstawionego.
Trochę niesmaku pozostawia jedynie zakończenie, które w mojej opinii nastąpiło zbyt szybko. Dokładniej Manel Loureiro zbyt żwawo przebrnął przez ostatnie wydarzenia, pomijając jakby część z nich byle tylko dotrzeć do punktu kulminacyjnego. Przydałoby się nieco więcej akcji nawet kosztem wydłużenia książki (lub rozbicia jej na tetralogię), aby wycisnąć maksimum z książki i przybliżyć jej ostatnie strony do tego, do czego można przywyknąć na samym początku.
Bardzo zdecydowanie i mocno polecam. Dobra lektura dla wszystkich fanów tematyki apokaliptycznej, oraz tych, którzy lubią książki potrafiące trzymać w napięciu. Ciekawy sposób prowadzenia narracji wraz z zachowanym - na tyle na ile jest to możliwe w takiej książce - realizmem dają niesamowity efekt. Jedna z lepszych książek o apokalipsie oraz zombie jakie miałem okazję czytać. Nie mogę się doczekać kolejnego tomu, po który z pewnością niedługo sięgnę.
Łączna ocena: 8/10
Z Dagestanu napływają złe wieści. Początkowo świat nie zwraca na nie zbyt dużej uwagi, jednak zmienia się to, kiedy te wieści przestają napływać. Federacja Rosyjska cenzuruje internet i zamyka drogę dla mediów. Niedługo potem rządy wszystkich krajów stawiają sztaby kryzysowe w stan najwyższej gotowości. Nie jest to jednak potrzebne. Świat przestaje istnieć, a wraz z nim resztki narodów i cywilizacji.
Cała książka prowadzona jest w formie bloga/dziennika, którego autorem jest narrator. Nie mamy więc do czynienia z wszechwiedzącym narratorem, który opisuje dosłownie wszystko, ale ze zwykłym prawnikiem, który został rzucony w wir apokalipsy. W związku z tym faktem czasem człowieka dotykają niektóre decyzje głównego bohatera. Mogą się wydawać kompletnie irracjonalne, nielogiczne, sprzeczne z instynktem samozachowawczym. Po chwili jednak dochodzi do głowy taka myśl - hej, ale przecież to jest właśnie zwykły człowiek. Jak my byśmy się w jego sytuacji zachowali? Czy aby na pewno te decyzje, które on podejmuje są dla niego nielogiczne? No pewnie nie, a jeśli są, to okażą się takimi dopiero po jakimś czasie. Co zresztą w niektórych przypadkach autor daje wprost do zrozumienia.
Format bloga/dziennika (w pierwszej części jest to rzeczywiście blog, no ale kiedyś serwery muszą się położyć podczas apokalipsy - wówczas narrator prowadzi dziennik) daje niesamowitą możliwość, którą Manel Loureiro wykorzystał w pełni. Dawkowanie napięcia za pomocą zwykłych dat wpisów. Wszystkie opisywane przez narratora wydarzenia w jego perspektywie są już minione. W końcu opisuje on swoją przeszłość i to, co wydarzyło się w ostatnich dniach/tygodniach. Kiedy więc czytamy o konieczność wyruszenia na niezbyt bezpieczną wyprawę, a następnie widzimy datę kolejnego wpisu znacznie odbiegającą w czasie od poprzedniego, to adrenalina nawet w nas zaczyna buzować. Napięcie i ciekawość rośnie - co się dokładnie takiego stało, że aż tyle czasu minęło od ostatniego wpisu?
"W tym nowym świecie tylko ten, kto potrafi zadbać o własną dupę, ma szansę zobaczyć kolejny wschód słońca."
Same historie wydają się być zrównoważone i w miarę dostosowane do tego, że główny bohater to żaden wojskowy czy inny twardziel. Zwykły człowiek, prawnik, który przed apokalipsą przyzwyczajony był do wygód europejskiej cywilizacji. Co prawda parę scen zostało nagiętych, ale niestety obawiam się, że ciężko by było przeprowadzić bohatera żywego przez cały tom bez pewnych ustępstw w stosunku do realizmu. Jednak całokształt podejścia do jego możliwości oraz umiejętności wydaje się być naprawdę dobrze dobrany. Postać jest zresztą przemyślana, ponieważ wiele wyjść z ciężkich sytuacji zawdzięcza swoim umiejętnościom, które nabył przed apokalipsą. Autor więc musiał zaplanować szkic bohatera przed przystąpieniem do pisania historii i nie musiał na bieżąco improwizować.
Niezależnie jednak od wiarygodności poszczególnych wydarzeń, cała książka zdecydowanie potrafi trzymać w napięciu. Aż się chce dalej czytać i sprawdzić, co się dalej wydarzyło. Zwłaszcza, że autor łaskawie pozbawił czytelników wątpliwej przyjemności czytania o latających wszędzie flakach, mnóstwie krwi czy innych płynów ustrojowych i tym podobnych rzeczach. Postawił raczej na klimat, nutkę strachu i niepewności, chociaż tam gdzie trzeba, zastosował również bardziej brutalne opisy. Nie składają się jednak one na trzon "Apokalipsy Z: Początek końca", a jedynie stanowią dodatkowy walor, który akcentuje grozę świata przedstawionego.
Trochę niesmaku pozostawia jedynie zakończenie, które w mojej opinii nastąpiło zbyt szybko. Dokładniej Manel Loureiro zbyt żwawo przebrnął przez ostatnie wydarzenia, pomijając jakby część z nich byle tylko dotrzeć do punktu kulminacyjnego. Przydałoby się nieco więcej akcji nawet kosztem wydłużenia książki (lub rozbicia jej na tetralogię), aby wycisnąć maksimum z książki i przybliżyć jej ostatnie strony do tego, do czego można przywyknąć na samym początku.
Bardzo zdecydowanie i mocno polecam. Dobra lektura dla wszystkich fanów tematyki apokaliptycznej, oraz tych, którzy lubią książki potrafiące trzymać w napięciu. Ciekawy sposób prowadzenia narracji wraz z zachowanym - na tyle na ile jest to możliwe w takiej książce - realizmem dają niesamowity efekt. Jedna z lepszych książek o apokalipsie oraz zombie jakie miałem okazję czytać. Nie mogę się doczekać kolejnego tomu, po który z pewnością niedługo sięgnę.
Łączna ocena: 8/10
Cykl "Apokalipsa Z"
0 komentarze:
Prześlij komentarz