Źródło: Lubimy Czytac |
Autor: Piotr Skupnik
Tytuł: Ścieżka Gniewomira
Wydawnictwo: Psychoskok
Stron: 208
Data wydania: 18 sierpnia 2017
Byłoby lekkim niedomówieniem, gdybym stwierdził, że jestem ogromnym fanem zarówno mitologii nordyckiej, jak i słowiańskiej. Niestety nie przyłożyłem się nigdy do poznania obu z nich zbyt mocno, chociaż fascynują mnie historia ludów zamieszkujących zarówno obecne tereny Polski, Czech czy Słowacji, jak i Skandynawii. "Ścieżka Gniewomira" wydaje się więc trafiać idealnie w moje niezwykle wąskie, historyczne zainteresowania. Mamy tu bowiem do czynienia zarówno z elementami kultury wikingów, jak i słowiańskiej, a początek historii ma miejsce w okolicach wyzwolenia Czech przez księcia Kazimierza I Odnowiciela.
Oli Egilsson, którego ojcem był jeden z norweskich jarli, a matką niewolnica, przystępuje do niezwykłej spowiedzi. Ksiądz Anzelm spisuje ją na kartkach, aby pokazać historię życia tego niezwykłego wojownika, który sporą część swojego życia spędził pod rozkazami trzech kolejnych władców Polski. Począwszy od dzieciństwa gdzieś wśród norweskich fiordów, przez wiele walk oraz dowodów męstwa, aż po odpoczynek nieopodal Gniezna, wśród pięknej, wiejskiej natury.
Muszę przyznać, że "Ścieżka Gniewomira" spełniła moje oczekiwania. Nie miałem ich co prawda dużych, ale jednak liczyłem na ciekawą opowieść, która została przygotowana z dbałością o szczegóły. Cieszę się, że autor nie zawalił tak prozaicznych spraw jak np. ogólna budowa łodzi czy wykorzystanie wiosła sterowego. To na pewno mocna strona tej książki, nic tak bowiem nie psuje przyjemności jak niedociągnięcia w szczegółach. Nie ma się jednak czemu dziwić - autor jest z wykształcenia i zamiłowania historykiem, a jego konikiem są właśnie wyprawy Normanów. Na samym końcu znaleźć można bardzo obszerną listę źródeł, z których Piotr Skupnik korzystał podczas pisania swojej książki.
Prolog nie napawa optymizmem - wydaje się być napisany nieco chaotycznie i z mieszanym stylem. Wszystko się zmienia w momencie pojawienia się głównych zapisków księdza Anzelma, będących specyficzną spowiedzią głównego bohatera. To, co się rzuca w oczy, to całkiem sprytny sposób na dorzucenie autentyczności dziennika. Słownictwo, którego używa Oli Egilsson jako narrator, jest stylizowane na nieco archaiczne. Rzecz jasna językowi daleko do tego, czego używano w tamtych czasach, ale to akurat oczywiste. Mimo tego, że dałoby się spokojnie ten język odtworzyć, to dla wszystkich jest jasne, że byłby kompletnie nieczytelny dla zdecydowanej większości czytelników. Sama stylizacja jednak w wykonaniu Piotra Skupnika wyszła jednak w mojej opinii naprawdę zgrabnie.
Sporo do życzenia natomiast pozostawia sama budowa głównego bohatera oraz jego przygód. Sama postać wydaje się być sensowna i prowadzona dość konsekwentnie, jednak wszystko co wokół niej narasta zdaje się być wręcz mitem. Z pewnością ludzie w tamtych czasach mieli kompletnie odmienne spojrzenie na wiele aspektów niż my obecnie, jednak pewne sceny wołały wręcz o pomstę do nieba. Były tak nielogiczne, tak nierzeczywiste i tworzone pod fabułę, że głowa mała. Mam nadzieję, że to po prostu moja ignorancja i brak znajomości psychologii społecznej ludzi z przełomu X i XI wieku. Jeśli jednak to nie jest to, to niestety autor zrobił bardzo poważny błąd.
"Ścieżka Gniewomira" pełna jest historycznych odniesień do wydarzeń oraz postaci rzeczywistych. W sposób przyjemny można więc przypomnieć sobie lekcje historii, a także poznać miejsca oraz zdarzenia, o których wcześniej nie wiedzieliśmy. Pod tym względem Piotr Skupnik wykonał naprawdę świetną pracę, zwłaszcza, że udało mu się to zrobić w formie przystępnej i przyjemnej w odbiorze. Gdyby tak wyglądały podręczniki historii, uczniowie chętniej by się jej uczyli! W każdym razie ja byłbym wniebowzięty, nawet pomijając wspomniane przeze mnie minusy.
Podsumowując, jest to naprawdę fajna książka, której minusy zakrywane są przez wartość merytoryczną. Widać dużo pracy, którą autor włożył w jej stworzenie, jak również ile wiedzy musiał w swoim życiu posiąść, aby napisać ją w takim a nie innym stylu. Przyjemna do czytania, ciekawa, chociaż może nieco za krótka (aż się prosi o więcej wydarzeń z czasów służby dla władców Polski). Ma parę mankamentów, które ciężko całkowicie zapomnieć, jednak w całokształcie jest to naprawdę wartościowa i fajna lektura.
Łączna ocena: 7/10
Muszę przyznać, że "Ścieżka Gniewomira" spełniła moje oczekiwania. Nie miałem ich co prawda dużych, ale jednak liczyłem na ciekawą opowieść, która została przygotowana z dbałością o szczegóły. Cieszę się, że autor nie zawalił tak prozaicznych spraw jak np. ogólna budowa łodzi czy wykorzystanie wiosła sterowego. To na pewno mocna strona tej książki, nic tak bowiem nie psuje przyjemności jak niedociągnięcia w szczegółach. Nie ma się jednak czemu dziwić - autor jest z wykształcenia i zamiłowania historykiem, a jego konikiem są właśnie wyprawy Normanów. Na samym końcu znaleźć można bardzo obszerną listę źródeł, z których Piotr Skupnik korzystał podczas pisania swojej książki.
Prolog nie napawa optymizmem - wydaje się być napisany nieco chaotycznie i z mieszanym stylem. Wszystko się zmienia w momencie pojawienia się głównych zapisków księdza Anzelma, będących specyficzną spowiedzią głównego bohatera. To, co się rzuca w oczy, to całkiem sprytny sposób na dorzucenie autentyczności dziennika. Słownictwo, którego używa Oli Egilsson jako narrator, jest stylizowane na nieco archaiczne. Rzecz jasna językowi daleko do tego, czego używano w tamtych czasach, ale to akurat oczywiste. Mimo tego, że dałoby się spokojnie ten język odtworzyć, to dla wszystkich jest jasne, że byłby kompletnie nieczytelny dla zdecydowanej większości czytelników. Sama stylizacja jednak w wykonaniu Piotra Skupnika wyszła jednak w mojej opinii naprawdę zgrabnie.
Sporo do życzenia natomiast pozostawia sama budowa głównego bohatera oraz jego przygód. Sama postać wydaje się być sensowna i prowadzona dość konsekwentnie, jednak wszystko co wokół niej narasta zdaje się być wręcz mitem. Z pewnością ludzie w tamtych czasach mieli kompletnie odmienne spojrzenie na wiele aspektów niż my obecnie, jednak pewne sceny wołały wręcz o pomstę do nieba. Były tak nielogiczne, tak nierzeczywiste i tworzone pod fabułę, że głowa mała. Mam nadzieję, że to po prostu moja ignorancja i brak znajomości psychologii społecznej ludzi z przełomu X i XI wieku. Jeśli jednak to nie jest to, to niestety autor zrobił bardzo poważny błąd.
"Ścieżka Gniewomira" pełna jest historycznych odniesień do wydarzeń oraz postaci rzeczywistych. W sposób przyjemny można więc przypomnieć sobie lekcje historii, a także poznać miejsca oraz zdarzenia, o których wcześniej nie wiedzieliśmy. Pod tym względem Piotr Skupnik wykonał naprawdę świetną pracę, zwłaszcza, że udało mu się to zrobić w formie przystępnej i przyjemnej w odbiorze. Gdyby tak wyglądały podręczniki historii, uczniowie chętniej by się jej uczyli! W każdym razie ja byłbym wniebowzięty, nawet pomijając wspomniane przeze mnie minusy.
Podsumowując, jest to naprawdę fajna książka, której minusy zakrywane są przez wartość merytoryczną. Widać dużo pracy, którą autor włożył w jej stworzenie, jak również ile wiedzy musiał w swoim życiu posiąść, aby napisać ją w takim a nie innym stylu. Przyjemna do czytania, ciekawa, chociaż może nieco za krótka (aż się prosi o więcej wydarzeń z czasów służby dla władców Polski). Ma parę mankamentów, które ciężko całkowicie zapomnieć, jednak w całokształcie jest to naprawdę wartościowa i fajna lektura.
Łączna ocena: 7/10
Za możliwość przeczytania dziękuję
Cykl „Gniewomir”
0 komentarze:
Prześlij komentarz