Źródło: Lubimyczytac |
Autor: Terry Pratchett
Tytuł: Eryk
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Stron: 155
Data wydania: 4 lutego 2016
W wielu swoich opiniach o książkach autorstwa Terry'ego Patchetta wspominałem, że ciężko mi się oderwać tak po prostu od jego książek. Nic więc dziwnego, że ponownie po zakończeniu lektury "Czarodzicielstwa", sięgnąłem niemalże od razu po kolejną książkę z serii - "Eryka". Jest to bardzo cieniutka powieść, którą można pochłonąć w jedno popołudnie. 150 stron to nie jest wcale dużo, a niektórym przeczytanie ich zajmie może z półtorej godziny. Niestety razem z mniejszą liczbą stron poszła także nieco w dół i jakość. Nie zawsze jednak wszystko może być piękne i wspaniałe!
Rincewind zaginął w piekielnych czeluściach tuż po uratowaniu świata. Znany jest jednak z tego, że jeśli jest tylko szansa na przeżycie, to na pewno ją wykorzysta. Los mu często w tym pomaga - tym razem z pomocą przychodzi mu Eryk. Młody demonolog ma kilka życzeń, które trzeba spełnić. Nikt chyba jednak nie przewidział do jakich wydarzeń w samym Piekle może to doprowadzić. Niebezpiecznie jest igrać z kochającym życie i wolność nieudanym magiem. No i z Bagażem. Z nim też jest niebezpiecznie igrać.
Muszę przyznać, że tom ten w mojej opinii odbiega od dotychczas przeze mnie przeczytanych. Trochę wydaje się być robiony na siłę, jakby motyw Rincewinda już się wyczerpał. A tu tak naprawdę połowa podcyklu! Z drugiej strony motyw przewodni, który został wybrany przez autora do łatwych nie należał. Osoby, które przeczytały "Fausta" Johanna Wolfganga von Goethego z pewnością będą wiedziały o czym mówię...
Sama pozycja jest bardzo krótka, zawiera w sobie nieco ponad 150 stron. Można ją przeczytać w parę chwil, ale jednak mieści w sobie sporo treści. Odrobinę za mocno skondensowanej jak dla mnie, co trochę męczy i aż chciałoby się jednak więcej rozszerzeń. Podróż oraz cała jej otoczka została przedstawiona w iście pratchettowym stylu, ale jednak czegoś brakuje.
Nie znaczy to oczywiście, że całość jest zła i że szkoda na nią czasu. Nic z tych rzeczy! Dalej mamy do czynienia z charakterystycznym humorem i krzywym zwierciadłem. Jednak tak po prostu jest trochę gorzej. Tak fajnie, ale ogólnie średniawo. Ciężko mi to jakoś sensownie wyrazić słowami, więc po prostu pozostawię to Wam samym do oceny.
Łączna ocena: 6/10
Muszę przyznać, że tom ten w mojej opinii odbiega od dotychczas przeze mnie przeczytanych. Trochę wydaje się być robiony na siłę, jakby motyw Rincewinda już się wyczerpał. A tu tak naprawdę połowa podcyklu! Z drugiej strony motyw przewodni, który został wybrany przez autora do łatwych nie należał. Osoby, które przeczytały "Fausta" Johanna Wolfganga von Goethego z pewnością będą wiedziały o czym mówię...
"Co ciekawe, bogów Dysku nigdy nie interesowały sądy nad duszami zmarłych, więc ludzie szli do piekła tylko wtedy, gdy w głębi serca wierzyli, że powinni tam trafić. Oczywiście nie wierzyli, jeśli nie wiedzieli o jego istnieniu. To tłumaczy, dlaczego tak ważne jest, by strzelać bez ostrzeżenia do wszystkich misjonarzy."
Sama pozycja jest bardzo krótka, zawiera w sobie nieco ponad 150 stron. Można ją przeczytać w parę chwil, ale jednak mieści w sobie sporo treści. Odrobinę za mocno skondensowanej jak dla mnie, co trochę męczy i aż chciałoby się jednak więcej rozszerzeń. Podróż oraz cała jej otoczka została przedstawiona w iście pratchettowym stylu, ale jednak czegoś brakuje.
Nie znaczy to oczywiście, że całość jest zła i że szkoda na nią czasu. Nic z tych rzeczy! Dalej mamy do czynienia z charakterystycznym humorem i krzywym zwierciadłem. Jednak tak po prostu jest trochę gorzej. Tak fajnie, ale ogólnie średniawo. Ciężko mi to jakoś sensownie wyrazić słowami, więc po prostu pozostawię to Wam samym do oceny.
Łączna ocena: 6/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz