Źródło: Lubimyczytac |
Autor: Peter F. Hamilton
Tytuł: Pustka: Sny
Wydawnictwo: MAG
Tłumaczenie: Piotr Staniewski, Grażyna Grygiel
Stron: 547
Data wydania: 27 lipca 2010
Peter F. Hamilton jest pisarzem znanym wśród fanów gatunku space opera. Ma na swoim koncie kilka udanych serii, w tym między innymi rozpoczętą w trzecim tysiącleciu Trylogię Pustki. "Pustka: Sny" jest jej pierwszym tomem, który obiecuje czytelnikowi kawał dobrej historii wśród technologii, jakie jeszcze się nam nie śniły. Postanowiłem zagłębić się w ten świat i zobaczyć jakie wspaniałości przygotował autor oraz czy będę w stanie ogarnąć to umysłem. Okazało się, że jest to pieruńsko trudne, ale również satysfakcjonujące.
Ludzkość osiągnęła praktycznie szczyt swojej ewolucji technologicznej - biotechnologia wspomaga codzienne życie, a te z kolei prowadzone jest na wielu planetach wchodzących w skład Wspólnoty. Człowiek żyje w zgodzie z wieloma innymi rasami istot w przestrzeni kosmicznej, między innymi z raielami. Ci ostatni od wielu milionów lat starają się nie dopuścić do rozrostu Pustki - czarnej dziury w środku Galaktyki, której granice przebijają swoją żarłocznością horyzonty zdarzeń innych, typowych czarnych dziur. Sprawa w całej Wspólnocie komplikuje się, gdy Żywy Sen planuje swoją pielgrzymkę do wnętrza Pustki, z którego nikt nie powrócił do tej pory żywy.
Już od samego początku w oczy rzuca się po prostu ogrom technologii, jakie opracował autor. Dosłownie pogubić się można w tym, jak działa świat przedstawiony i jakie jego części za co odpowiadają. Biotechnologia płynnie miesza się z automatyką oraz konwersją uczuć i emocji na sygnały cyfrowe. Kultury i ścieżki ewolucyjne ludzi przytłaczają swoim ogromem. Przyznam się bez bicia, że po pierwszym paru stronach już myślałem, że odpuszczę - zapowiadało się świetnie, ale był chaos i ciężko było cokolwiek zrozumieć. Podobny efekt, ale na dużo mniejszą skalę pamiętam z "Bohaterowie umierają" - pierwszego tomu Aktów Caine'a. W tamtym przypadku jednak ogrom świata aż tak nie przytłaczał.
Nie jest to oczywiście zła cecha "Pustki", wręcz przeciwnie - świadczy o ogromnym umyśle autora i umiejętności spięcia tego wszystkiego w jedną całość. Logiczną całość. Nie wyobrażam sobie rozysowania mapy zależności oraz możliwości całej Wspólnoty - sama kultura Elewatów jest pieruńsko trudno do opisania w całości. Jeśli dorzucimy do tego ZAN oraz gajasferę to otrzymamy abstrakcyjne warstwy technologiczno-biologiczne, które ciężko od razu zrozumieć. Na przestrzeni całej książki Peter Hamilton na szczęście po kolei wszystko wyjaśnia w sposób bardzo naturalny, wplatając definicje gładko pomiędzy kolejne wiersze wydarzeń.
"Jesteś cudowną, zdrową dziewczyną z ogromnym apetytem seksualnym. Marzeniem każdego mężczyzny. I zawsze zdumiewa mnie, z iloma mnie idziesz do łóżka. Ale nawet ty nie zdołasz fizycznie zaspokoić trzydziestu ośmiu męskich ciał każdej nocy."
Cała historia prowadzona jest z kilku różnych punktów widzenia, w których również na początku można się łatwo zgubić. Z czasem bardzo szybko przystosowujemy się do zmian bohaterów, dochodzimy powoli do tego kto jest z kim, z jakiego ugrupowania, jakie ma intencje i co chce osiągnąć. To ostatnie co prawda nie zawsze jest oczywiste, a autor bardzo lubi zmieniać zdanie postaci. Ci z kolei są tak pieczołowicie dopracowani, że wyobraźnia dosłownie emituje w umyśle cały film pełnometrażowy, w którym czytelnik-widz może się zapaść i zapomnieć o wszystkim innym. Można dosłownie dotknąć niektórych pomysłów technologicznych lub pozazdrościć - zwłaszcza modyfikacji bionicznych (lub biononicznych, jak to zostało określone w książce) oraz możliwości umysłowych poszczególnych postaci.
Pierwszy tom w całości dotyczy Iniga, astrofizyka, który śni o życiu w Pustce, wspomnianej już czarnej dziurze w samym środku galaktyki. Kto by pomyślał, że wokół tak naprawdę dwóch osób można wyprodukować 547 stron, wśród których nie spotka się lania wody. Co prawda - jak już zaznaczyłem - spotkamy się z punktami widzenia kilku osób, prowadzonych równolegle, jednak jest to naprawdę kawał dobrej roboty ze strony Hamiltona. A przekrój przez wydarzenia jest bardzo szeroki - począwszy od życia na ówczesnej wsi, poprzez życie "przypadkowego" człowieka z jego marzeniami oraz życiem seksualnym, aż po spiski na najwyższym szczeblu wśród najbardziej rozwiniętej technologii i umysłów załadowanych do świata cyfrowego. A tak naprawdę zabawa się dopiero zacznie.
Jest niestety też ta zła strona medalu, o której rzadko wspominam, ale jeśli już to robią, to znaczy, że jest bardzo źle. Korekta. Leży, kwiczy i nie może się biedna podnieść po wgnieceniu ciężkim buciorem w glebę. Pierwsza połowa jest znośna, ale druga to naprawdę udręka. Do tego stopnia, że czasem trzeba się chwilę zastanowić czy tam powinien być przecinek czy też nie - a jak wiadomo często przecinki zmieniają sens zdania. W drugiej części "Pustki: Sny" korekta jest naprawdę zawalona - wygląda to jakby ktoś specjalnie robił babole interpunkcyjne, zjadał literki lub końcówki wyrazów. Ostrzegam, to naprawdę boli. Do tego stopnia, że wpływa znacznie na ocenę w moim mniemaniu. Nie jest to pominięcie kilku przecinków, ale zawalenie sprawy na całej linii.
"Określił swoje współrzędne wyjścia. Jego zintegrowane pole siłowe wyskoczyło, by osłonić mu skórę. Ogarnęła go niesamowita, przerażająca pustka kontinuum translacyjnego, anulująca wszystkie zmysły. Nieskończona mikrosekunda - tak nią gardził."
Jest niestety też ta zła strona medalu, o której rzadko wspominam, ale jeśli już to robią, to znaczy, że jest bardzo źle. Korekta. Leży, kwiczy i nie może się biedna podnieść po wgnieceniu ciężkim buciorem w glebę. Pierwsza połowa jest znośna, ale druga to naprawdę udręka. Do tego stopnia, że czasem trzeba się chwilę zastanowić czy tam powinien być przecinek czy też nie - a jak wiadomo często przecinki zmieniają sens zdania. W drugiej części "Pustki: Sny" korekta jest naprawdę zawalona - wygląda to jakby ktoś specjalnie robił babole interpunkcyjne, zjadał literki lub końcówki wyrazów. Ostrzegam, to naprawdę boli. Do tego stopnia, że wpływa znacznie na ocenę w moim mniemaniu. Nie jest to pominięcie kilku przecinków, ale zawalenie sprawy na całej linii.
Naprawdę nie mogę się doczekać, aż sięgnę po drugi tom. "Pustka: Sny" była lekturą długą - nie powiem, że czyta się ją szybko i łatwo - ale wartą swojej ceny w czasie. Dostarcza mnóstwa rozrywki i nie należy do typowych książek, w których łatwo można przewidzieć schemat. Autor ma swoje sposoby na zaskoczenie czytelnika, ale przede wszystkim przyciąga go rozległością świata i jego doskonałym przygotowaniem.Szkoda, że jeszcze nie została wydana w Polsce trzecia część, bo kupiłbym dwie ostatnie na raz - po co się rozdrabniać. Dla takiej lektury warto. Byle tylko okazała się lepiej sprawdzona przed wypuszczeniem do druku.
Łączna ocena: 7/10
Łączna ocena: 7/10
Książka bierze udział w wyzwaniach:
0 komentarze:
Prześlij komentarz