Tym razem mam dla Was post z serii "nowinki", który niektórym może nie przypaść do gustu (trochę suchych faktów i historii), a dla niektórych będzie gratką. Coraz częściej zdaję sobie sprawę z tego, że tak naprawdę cała kultura i sztuka - nie tylko część literacka - zaczyna skupiać się w południowej Polsce. Województwo śląskie, dolnośląskie oraz małopolskie stają się powoli kulturalnym centrum naszego kraju i to bez względu na to jak duże festiwale czy wydarzenia kulturalne tworzą większe miasta z centralnego czy północnego pasa. Z drugiej strony twierdzenie, że południe - a zwłaszcza Śląsk - dopiero teraz się budzi jest bardzo krzywdzące. Okazuje się bowiem, że mnóstwo muzeów, festiwali, eventów, miejsc oraz ludzi związanych z kulturą już od dawien dawna istnieje/żyje/było w południowej części Polski. Jednym z nich jest coś, co dla moli książkowych może być czymś ciekawym i godnym obejrzenia - Muzeum Najmniejszych Książek Świata w Katowicach.
Na samym początku pozwolę sobie przybliżyć twórcę tych wszystkich dzieł - Zygmunta Szkocnego. Urodził się 31 lipca 1911 roku w Czeladzi. Większość swojego życia spędził w stolicy województwa śląskiego - Katowicach - i tamże zmarł 19 lutego 2003 roku. Introligatorstwo było jego pasją, z którą zaczął romansować w 1934 roku. Wówczas przeczytał w prasie o najmniejszej książce świata przekazanej holenderskiej królowej. Był to modlitewnik o rozmiarach 14x14 mm. W pewnym sensie pozazdrościł takiego dzieła i postanowił stworzyć swoje własne - przypomnę, że miał wtedy 23 lata. Po paru miesiącach zabawy udało mu się stworzyć historię III Powstania Śląskiego, zamkniętą w 112 stronach o wymiarach 20x15 mm, zawierającą 15 280 liter i oprawioną w skórę. Od tego momentu wszystko poleciało samo.
W swoim życiu stworzył łącznie 165 dzieł, z czego wiele z nich musiał odtworzyć po II Wojnie Światowej. Okres zmagań wojennych przetrwały jedynie trzy stworzone przez niego dzieła, z czego jednym z nich były trzy modlitwy wypisane ziarnku grochu (sic!). Jeszcze przed agresją hitlerowców w kierunku całego świata Muzeum Narodowe w Chicago zapragnęło odkupić od Zygmunta Szkocnego wszystko, co tylko stworzył, aby umieścić te niesamowite cuda introligatorskie w swoich zbiorach. Artysta odmówił - swoją drogą przez całe swoje życie nie sprzedał ani jednej książeczki. Owszem, rozdawał je znanym osobistościom, wśród których można wymienić papieża Jana Pawła II, prezydenta USA Ronalda Reagana czy królową holenderską, jednak nie wziął za swoją pracę od nikogo ani grosza. Ukoronowaniem jego działalności było stworzenie najmniejszej książki świata, wpisanej do Księgi Rekordów Guinnesa w 1976 roku. Był to alfabet łaciński napisany na 28 stronach o wymiarach 1x0.8 mm.
© Marzena Bugała-Azarko |
Dzieło te, podobnie jak 84 inne mikroksiążki podziwiać można we wspomnianym Muzeum Najmniejszych Książek Świata Zygmunta Szkocnego w Katowicach. Założone zostało w 1970 roku w prywatnym mieszkaniu artysty, przy ulicy Traktorzystów 5. Aż do śmierci, artysta sam oprowadzał za darmo chętnych do obejrzenia kolekcji. Aktualnie pałeczkę przejął jego syn - również Zygmunt - który zgodnie z wolą ojca wciąż bezpłatnie udostępnia zbiór 85 niesamowitych cudów pracy introligatorskiej. Warto także dodać, że oprócz tworzenia książek, Zygmunt Szkocny normalnie pracował i udzielał się społecznie. Był członkiem Oddziału Śląskiego Towarzystwa Przyjaciół Książki, biegłym sądowym a z wykształcenia inżynierem budownictwa lądowego i pracownikiem Wojewódzkiego Biura Projektów w Katowicach. Da się? Da się! :)
Cóż, czasem nie zaszkodzi trochę historii i odskoczni od samego czytania książek - warto także zainteresować się sztuką powstałą wokół literatury. Mam nadzieję, że kogoś zainteresuje Muzeum i być może podczas wizyty w Katowicach odwiedzi mieszkanie przy ulicy Traktorzystów - z pewnością oglądanie takich miniaturek może być niesamowitym przeżyciem. Bez względu na to, jakkolwiek dziwnie nie brzmi "niesamowite przeżycie" w połączeniu z gapieniem się na rzeczy, które ciężko zobaczyć bez użycia mocnej lupy... :)
Kiedyś już widziałam jakiś artykuł poświęcony najmniejszym książkom świata i byłam pełna podziwu ile trzeba mieć cierpliwości żeby coś takiego stworzyć, a przy tym być tak precyzyjnym :)
OdpowiedzUsuńNie miałam pojęcia o takim muzeum, a mieszkam tu od trzech lat! Muszę się wybrać!
OdpowiedzUsuńYou're welcome! :D
UsuńZadziwiające są tego typu zacięcia ludzi do stworzenia czegoś odmiennego niż reszta. Jeśli chodzi o pasję przepisywania książek, południe Poski i muzea, (przerażająco) niesamowitym miejscem jest muzeum literatury w Bielsku-Białej.
OdpowiedzUsuńJak będę kiedykolwiek w tamtych rejonach, to to muzeum jest punktem obowiązkowym :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie
http://to-read-or-not-to-read.blog.pl/
Jestem ze Śląska do Katowic mam 30 minut drogi tramwajem, a nigdy nie słyszałam o tej wystawie! Przejadę się tam w wolnej chwili :)
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że mamy w Polsce takie muzeum. No proszę, dzięki za tę informację.
OdpowiedzUsuńSpoko, też do niedawna nie miałem pojęcia. :P
UsuńHej, to wygląda naprawdę wspaniale! Koniecznie będę musiała się wybrać przy okazji. :)
OdpowiedzUsuńCoś niesamowitego..
OdpowiedzUsuńCzytałam o tym muzeum. Jak będę kiedyś w tamtej okolicy to na pewno wstąpię popodziwiać. Zaskakujące są te maleńkie cudeńka :)
OdpowiedzUsuńŁaaaaa... Właśnie podnoszę swą szczękę (wcale nie sztuczną) z podłogi. Toż to jest cudne takie, małe takie, ŁAŁ takie... Przez Ciebie nie mogę się wysłowić. :D
OdpowiedzUsuńTrzeba się wybrać koniecznie.