Źródło: Lubimyczytac.pl |
Autor: Mark Mills
Tytuł: Amagansett
Wydawnictwo: MUZA
Stron: 414
Data wydania: 19 marca 2008
Książkę tę zdobyłem dzięki "ryzykownemu" zakupowi książek na wagę ostatnim razem. Była jednym z siedmiu nowych nabytków, o których w większości nigdy nie słyszałem. Wspólnym mianownikiem większości z nich było wydawnictwo MUZA S.A., znane z różnej jakości powieści. Biorąc pod uwagę fakt, że nabyłem końcówki nakładów, zwroty oraz książki, które nie miały wzięcia, nie spodziewałem się czegoś niesamowitego po tej pozycji. W takich przypadkach bardzo lubię jedno - mylić się. W tym przypadku można śmiało powiedzieć, że pomyliłem się w swoich ocenach.
Ciche, spokojne, nadmorskie miasteczko Amagansett na Long Island to miejsce, w którym ścierają się dwa światy - pracowitych, często ledwo wiążących koniec z końcem rybaków oraz bogatych ludzi korzystających z uroków pobliskiego oceanu. Na tej granicy ścierają się losy kilkorga ludzi, gdy fale oceanu z pomocą rybaka Conrada wyrzucają na brzeg ciało córki jednego z wypoczywających w tych okolicach biznesmena. Czy był to nieszczęśliwy wypadek czy też zaplanowana z zimną krwią zbrodnia?
Pierwsze co rzuca się w oczy podczas lektury to niesamowity spokój pisania, który idealnie współgra z leniwie płynącym czasem w rybackim mieście. Autor nie spieszy się z niczym - ani z rozwojem akcji, ani wydarzeniami. Nie ma żadnych zwrotów, nieprzewidzianych wypadków, szokujących zdarzeń - w tym przypadku jest to ogromny plus. Czytając "Amagansett" można wspaniale wczuć się w klimat panujący w książce. Klimat wyrazistych postaci, wykonujących każdego dnia swoje obowiązki, klimat oceanu i nadmorskiego spokoju. Tutaj każdy zna swoje miejsce i pozycje. Nawet kiedy losy biednych rybaków zazębiają się z przebywającymi tutaj w celach wypoczynkowych bogaczy widać ogromne różnice, które jednocześnie pokazują pewien paradoks spowodowany głęboko zaszczepioną dumą morskich wilków.
Kolejnym zaskoczeniem była dla mnie koncepcja kryminału - jest zbrodnia (spokojnie, to nie jest spoiler!), są zbrodniarze, są też osoby próbujące rozwikłać zagadkę. Koniec znany jest już w środku książki - Mark Mills bez skrępowania informuje jak wyglądał cały plan morderstwa, dlaczego powstał i w jaki sposób oraz przez kogo został wykonany. Cała zabawa zaczyna się wraz z rozpoczęciem wyścigu. Kto wygra? Zbrodniarze czy ścigający ich ludzie? Autor pokazuje równolegle losy zarówno jednej grupy jak i drugiej, a robi to w świetny i umiejętny sposób. Tutaj nie gra roli to, kto zabił, w tej powieści ważne jest co robią obie strony. Wbrew pozorom trzeba umieć tak poprowadzić taką akcję, aby nie zepsuć całej historii. Na całe szczęście autorowi się to udało i bardzo urzekł mnie sposób, w jaki to zrobił.
Wspominałem już o postaciach występujących w "Amagansett" - są one dopracowane co do joty, nie można zarzucić im monotonii, płaskości czy braku wyrazu. Każda z nich ma swoją historię, często burzliwą, ale logiczną, prawdopodobną oraz ciekawą. Samo miasto także historycznie zostało wypełnione - rodzinami, które tutaj zjechały, aby pracować w oceanicznych odmętach, korzeniami całej społeczności oraz przybyszami przemijającymi jak morska bryza. W połączeniu ze stworzonym przez Marka klimatem, cała powieść niesamowicie wciąga i pozwala na głębokie wczucie się nie tylko w samo miejsce wydarzeń, ale także ludzi. Czasem można odnieść wrażenie, że bohaterowie to nasi znajomi, których losy zostały przelane na kartkę papieru - tak dokładnie znamy zarówno ich, jak i ich losy, rodziny i przygody.
Debiut ten należy do jednych z najlepszych, jakie miałem okazję czytać. Zapewne dużo ma tutaj do powiedzenia profesja autora, jest on bowiem scenarzystą. Umiejętność zarówno pisania, jak i kreatywnego tworzenia świata i wydarzeń powinien doprowadzić niemalże do perfekcji, a akurat te wymagania spełnił w zupełności. Najbardziej oczywiście zapunktował tym świetnym, powolnym płynięciem historii. Łódź powieści sunie leniwie po płaskim jak stół oceanie wyobraźni, wprawiając czytelnika w przyjemny nastrój, muskając go po policzkach bryzą doskonałych intryg.
Łączna ocena: 8/10
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Mam dylemat teraz, ponieważ dla mnie morderstwo i spokojna, pozbawiona zwrotów akcji fabuła to najgorsze połączenie. Podobnie jak to, że czytelnik niemal od razu wie, kto zabił. Pewnie nie powinnam traktować tej powieści jako kryminału, ale niestety nie widzę w niej zbyt wiele interesujących mnie motywów.
OdpowiedzUsuńWłaśnie dla mnie też, zresztą skarżyłem się na szybkie ujawnienie końcówki w recenzji "Odrobiny fałszerstwa", ale tutaj jest to coś innego. Szczerze powiedziawszy nie zwróciłem nawet uwagi na to, że autor bezpośrednio wyjawił kto zabił, jak zabił i tak dalej - skupiłem się na całej reszcie. Markowi trzeba oddać, że naprawdę stworzył coś niemożliwego - spokojnie płynący kryminał. :)
UsuńCzuję się zaintrygowana. Chętnie spróbuję, jeśli wpadnie mi w ręce :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się taka koncepcja, że mamy swoisty wyścig. To musi być ciekawa książka, chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńNie przepadam za kryminałami, szczególnie za zwrotami akcji. Jestem zbyt spokojna na takie pozycje ;)
OdpowiedzUsuńPrzeszywająca okładka... Przywodzi na myśl jakiś klimatyczny kryminał w starym, dobrym amerykańskim stylu... A jak wczytuję się dalej, to jestem wręcz zachwycona! Zbrodnia, wioska rybacka...
OdpowiedzUsuńRozejrzę się!