poniedziałek, 15 stycznia 2018

"Sekret, którego nie zdradzę" - Tess Gerritsen

"Sekret, którego nie zdradzę" - Tess Gerritsen
Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Tess Gerritsen
Tytuł: Sekret, którego nie zdradzę
Wydawnictwo: Albatros
Tłumaczenie: Andrzej Szulc
Stron: 384
Data wydania: 25 października 2017


Książki Tess Gerritsen pokochałem od pierwszego tomu przygód Jane Rizzoli i Maury Isles. Tak naprawdę w sumie od dwóch pierwszych, bowiem w sposób ścisły się ze sobą łączą. Każdą kolejną jej książkę pochłaniałem w tempie ekspresowym, nawet zarywając przez to nocki. W tym swietle to cud, że udało mi się "wytrzymać" aż tyle czasu po premierze bez zapoznania się z "Sekretem, którego nie zdradzę". Po lekturze jednak widzę, że mocno spieszyć się nie musiałem. Jest dobrze, ale nie aż tak jak do tej pory.

Miejsca zbrodni zawsze potrafią przyprawić o mdłości. Jane Rizzoli odporna jest na wiele najgorszych widoków, jednak obraz, który przedstawiały zwłoki producentki horrorów tak czy siak nią wstrząsnął. Musi jednak odłożyć na bok słabość i skupić się na pracy, bowiem niedługo po odkryciu pierwszych zwłok, pojawiają się drugie. W tle majaczy stara sprawa, która powinna być teoretycznie zamknięta. Wszystko jednak wskazuje na to, że trzeba będzie szukać powiązań. Zwłaszcza, że doskonała doktor Maura Isles początkowo nie jest w stanie określić przyczyny śmierci...

Mam trochę mieszane uczucia w stosunku do tej części. Z jednej strony jest to po prostu stara, dobra Tess Gerritsen ze swoim niesamowitym duetem pani detektyw i pani doktor. Z drugiej brakowało mi pazura, tak bardzo charakterystycznego dla książek Tess. Czytało się bardzo przyjemnie, ze względu na styl autorki, jednak nie czułem też ciągłego napięcia. W większości poprzednich tomów wydarzenia były tak opisane, że nie szło się oderwać od książki. Tym razem historia wydaje się płynąć swoim tempem, nie próbując nawet przygwoździć czytelnika.

"Przekonanie o słuszności własnej tezy zgubiło wielu naukowców i bez wątpienia tylu samo gliniarzy. Odnajdywali tylko to, czego szukali, nie zwracali uwagi na nic innego."

Nie znaczy to oczywiście, że Tess wymyśliła złą historię. Być może trochę sztampową, ponieważ wykorzystane przez nią motywy są dość popularne, ale wykorzystała je w sposób intrygujący. Da się lubić, a przede wszystkim wciąż ciężko dojść do tego, jak się zakończy. To nieodłączny element książek Tess Gerritsen, który został zachowany również w "Sekrecie, którego nie zdradzę". Autorka tak przerzuca poszczególne tropy i poszlaki, że można dosłownie przerobić swój mózg na wodę przy próbach dojścia do tego, kto tak naprawdę popełnia zbrodnie. Można więc mieć niezłą zabawę, nawet jeśli zazwyczaj udaje się komuś wytypować zakończenie. Łatwo nie będzie!

Na ogromny plus zasługuje budowa jednej z nowych postaci, które pojawiają się w książce. Oczywiście nic nie wskazuje na to, żeby była ona wykorzystana w kolejnych tomach, jednak nie jest to też wykluczone. Od samego początku widać, że będzie towarzyszyła przez calą historię opisaną w "Sekrecie, którego nie zdradzę", jednak nic nie wskazuje na to, w jaki sposób czytelnik może ją postrzegać. A uwierzcie, potrafi jednocześnie fascynować i irytować - ale właśnie przez to, że jest tak świetnie skonstruowana. Przede wszystkim prowadzona jest konsekwentnie, a jej cechy są stałe, wykorzystywane w niemalże każdej scenie, w której występuje. Nie ma wahań bądź odstępstw od normy, co czasem się niesety zdarza przy postaciach, które są trudniejsze do utrzymania i poprowadzenia. A ta z pewnością do takich należy.

"Dla mnie to oczywisty przypadek samobójstwa z rąk policjanta."

Niestety jest też wiele złych wieści dotyczących najnowszego tomu przygód Jane Rizzoli i Maury Isles. Sporo z nich dotyczy samej Maury, która stała się jakby... bardziej ciapowata? Klucha taka rozlazła. Kompletnie nie pasuje to obrazu, który mam w głowie, a który został stworzony przez wiele godzin lektury opisów jej postaci i poczynań. Całkowicie bez sensu autorka powróciła do pewnych wątków, ponieważ nie wniosły one kompletnie nic do książki. Po prostu się wydarzyły i tyle. Jakieś tam rozgrzebanie starych tematów, które początkowo dawały nadzieje na to, że zostały sprytnie wplecione w historię, ale tak naprawdę szybko okazało się, że to ślepe uliczki. Poruszone, przypomniane i urwane w połowie. Tak, jakby się nagle pomysły skończyły, a szkoda było przepisywać część gotowej już książki. Be, bardzo be.

Myślę, że nie przesadzę, jeśli uznam ten tom za jeden z najsłabszych w historii całego cyklu o Isles i Rizzoli. Wciąż daje radość z czytania, jednak ma sporo mankamentów, których nie sposób nie zauważyć. Zwłaszcza, gdy ktoś przywykł do wysokiego poziomu, jaki prezentuje Tess Gerritsen. Przy takiej liczbie książek mogą się jednak trafić tomy nieco słabsze, to normalna kolei rzeczy. Nie żałuję czasu spędzonego nad książką, jednak w sumie nawet nie musiałbym jej czytać a byłbym wciąż na bieżąco z wątkami prywatnymi bohaterów. No, prawie. Ale ten jeden szczegół, który został poruszony, łatwo i szybko można wytłumaczyć w kolejnym tomie. Z chęcią sięgnę po następny, ale tego nie będę gorąco polecał.

Łączna ocena: 6/10


0 komentarze:

Prześlij komentarz