sobota, 20 stycznia 2018

"Muzyka duszy" - Terry Pratchett

Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Terry Pratchett
Tytuł: Muzyka duszy
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Stron: 398
Data wydania: 4 sierpnia 2016


Ponownie sięgnąłem po kolejny tom jednego z moich ulubionych pisarzy fantasy. Terry Pratchett niezmiennie bawi mnie w każdej kolejnej książce, więc wiedziałem doskonale, że lektura będzie niesamowitą radością. Nie każdemu jednak pasuje styl i humor, którymi posługuje się autor, jednak przy każdej okazji staram się polecać jego twórczość wszystkim tym, którzy nie sprawdzili jeszcze czy Świat Dysku przypadnie im do gustu, czy też raczej nie. "Muzyka duszy" to kolejny tom, który mogę z czystym sumieniem polecić!

Niełatwo jest być wnuczką Śmierci - zwłaszcza kiedy dziadunio postanawia wybrać się na poszukiwanie sensu życia, a do gry wkracza dziedziczenie. Niełatwo jest też być bardem, zwłaszcza w Ankh-Morpork - mieście tysiąca i jednej gildii, których opłaty członkowskie nie należą do najniższych. Ale jeszcze trudniej jest okiełznać Muzykę z Wykrokiem, która nie ma ochoty przestać rozbrzmiewać, a wszyscy wokół pomagają jej trwać w nieskończoność.

Muszę przyznać, że mimo wychwalania humoru Pratchetta we wszystkich poprzednich jego książkach, które miałem okazję czytać, nie uśmiałem się jeszcze tak jak przy "Muzyce duszy". Doskonale dobrane żarty, oczywiście w absurdalnym stylu Pratchetta, powodowały co chwilę uśmiech na twarzy lub wręcz niepohamowane wybuchy śmiechu! Być może tematyka była bardziej skora do żartów (mimo wciąż przerabianego podcyklu o Śmierci), a być może po prostu autorowi wyszło tym razem nieco lepiej niż zwykle. W sumie nieistotne, ważne że każdy fan pratchettowskiego humoru otrzyma w tej książce wszystko, co tygrysy lubią najbardziej!

"Kiedy był podniecony, zdradzał to swego rodzaju aktywnością przeżuwania i ssania, jakby usiłował usunąć z dziury w zębie zapomnianą resztkę podwieczorku. Teraz robił hałas jak umywalka u fryzjera."

Tym razem głównym obiektem drwin jest muzyka rockowa oraz cała otoczka, która wokół niej powstaje. Terry Pratchett skupia się zarówno na emocjach, które potrafi wywoływać, jak i tworzeniu się subkultur opierających się właśnie w głównej mierze na muzyce. Do tego należy dorzucić oczywiście cały przemysł wytwórczy, który muzykę promuje, organizuje trasy koncertowe, nakręca sprzedaż płyt i tak dalej. Dla mnie, jako osobie wychowanej na tej muzyce, wszystko wydawało się idealnie wypunktowane. Ze smakiem, z jajem i przede wszystkim z humorem. To co powinno być wyolbrzymione - zostało wyolbrzymione, a to co powinno być skrytykowane - zostało skrytykowane.

Nieco bliżej można również poznać postać Śmierci, która jak zwykle zaskakuje czytelnika swoim nowoczesnym podejściem do życia (he-he), przy jednoczesnym byciem tak konserwatywnym, jak tylko Śmierć może być. Przeżywa swoje śmierciowe rozterki, które doprowadzają do całkiem zabawnych na pierwszy rzut oka sytuacji. Z drugiej strony można zobaczyć czym grozi brak kogoś/czegoś tak ważnego jak właśnie Śmierć. Mieliśmy już przedsmak tego w "Kosiarzu", czyli poprzednim tomie, w którym to Śmierć nagle... zniknął. Tutaj w pewnym sensie mamy do czynienia z kontynuacją podjętego wątku, chociaż w zupełnie innej odsłonie, z kompletnie różnego punktu widzenia.

"- Kazałbym wa się wytłumaczyć rano władzom uniwersytetu, ale niestety, to wy jesteście władzami uniwersytetu..."

Bardzo udany tom, pełen humoru i ciekawych wydarzeń. Pozwala jeszcze lepiej poznać niektóre postacie, a zwłaszcza te, które w innych książkach pojawiają się tylko epizodycznie. Może niekoniecznie najlepszy do rozpoczęci przygody z twórczością Terry'ego Pratchetta (nawiązuje do niektórych wydarzeń z poprzednich tomów), jednak na pewno warty czasu spędzonego na jego czytaniu. Jeśli ktoś ma wątpliwości czy ten książki ten autor jest dla niej/niego - być może "Muzyka duszy" je rozwieje. No, chyba że moje poczucie humoru znacznie się różni od Wasze. ;)

Łączna ocena: 8/10


0 komentarze:

Prześlij komentarz